wtorek, 21 grudnia 2010

koncertowy wieczór wśród blondynek...



Cudowni ludzie są wśród nas... ba.. tuż tuż.. acz niekoniecznie na wyciągnięcie ręki...
Wczoraj dostałam paczkę od B. ... ;o)... z prezentem dla mnie i Miśki... z adnotacją by otworzyć dopiero w Wigilię... Cierpliwość to nie jest moja najmocniejsza cecha.. powiedziałabym, że nie plasuje się w pierwszej 10tce... Musiałam schować paczkę tak by nie widzieć (B. słowna jest.. pewnie by nas ubiła jak nic... ) ... Ale radość niesamowita...
Dzisiaj przyszła paczka od A. - gdzieś tam docierały do mnie oznaki, że cosik jest przygotowywane dla mnie... wiedziałam mniej więcej czego się spodziewać... Ale kiedy rozrywałam paczkę... a następnie plując taśmą klejącą otwierałam pudełeczko z płytami - nie mogłam wręcz powstrzymać wzruszenia.. radości.. podniecania... (na szczęście A. jest bardziej ludzki od B. - i pozwolił otworzyc już teraz).... Szybkie przerzucenie co też tam jest.. i na wieczór wybrałam blondynki...
Pierwszy koncert Anna Maria Jopek... Może nie wypada tak mówić.. ale poczułam się pieszczona wręcz jej głosem... Do tego muzycy z najwyższej półki... Było wzruszająco... profesjonalnie... pięknie... zabawnie... doskonale... z lekką nutką erotyczną...
Klimat koncertu niech oddadzą te oto fragmenty...



A Diana? Dianę kocham od lat... lekko ostatnio odeszła na plan dalszy.. Ale jest cały czas mocno intensywnie we mnie... Wydaje mi się, że nie można obojetnie przejść obok niej... i oczywiście budzą się wspomnienia koncertu w Sali Kongresowej... hmm... jeden z piękniejszych wieczorów mych...
Anna mnie popieściła głosem swym... Diana wręcz spenetrowała...
Czuję jak każdy cząsteczek mój.. każdy atomik wręcz mruczy z ukontentowania...


hmm... i można się nie poddać takiej muzyce? Może można... ja nie potrafię pozostać obojętna...

A zwierzęta się zapoznają.. ja służę za poletko służące integracji... a może za sypialnię... hmm... jak zwał tak zwał... Jakby nie było tak wyglądał poranek niedzielny... ;o) Dobrze, że miałam ciepły piżamas (prezent od Eli.. hmm.. okrutnie prezentowa jestem ostatnio....)- przez jakiś czas ich głęboki sen nie pozwolił mi na wykonanie jakichkolwiek ruchów...

piątek, 17 grudnia 2010

zwierzyniec..


Wczoraj dostałam w prezencie od kolegi i jego żony pieska... Piesek marki sznaucer miniaturka, czarny... Imię jakie skojarzyło się przy pierwszym nań spojrzeniu to Mufi.. na ile się utrzyma nie wiem.. ale tak jakoś mi się skojarzył... Fakt, że przez ten swój pyszczek bardziej przypomina mopa.. powinien się zwać Mopik.. ;o)...
Biega po domu... co chwila coś innego targając w pyszczku... z Tofikiem są na etapie prychanio-szczekania...


A dzisiaj mnie wzięło na Elvisa i Marilyn.... :o))

środa, 15 grudnia 2010

Tofik w solarium...


Tak oto mój kot towarzyszy mi przy pracy...

Święta coraz bliżej... prezenty niespiesznie się czynią... Mogą ludziska psioczyć na atmosferę świąteczną... ja lubię tę całą otoczkę... Co prawda myślałam, że w te święta zamknę pewien etap.. nie udało się... No ale cóż jest jak jest...

Mając jedynie słowo pisane wyobrażamy sobie kogoś po swojemu... Nie wiem dlaczego mi z upodobaniem daje się postać eteryczną.. zwiewną... Jestem dosyć mocno osadzona na kończynach swych dwóch... Raczej - jak to dawniej mawiano - postawna ze mnie baba.. ;o)... hmm... tak mi się jakoś wzięło... Ale czy to takie ważne....
No nic...
Jakoś tak bez sensu mi się bajdurzy... nizgruszkowato.. nizpietruszkowato...

Czas może się położyć...
**********************************
By jakiś sens nadać temu wpisu..(w końcu oczko też wypadło kiedyś temu misiu)... dodam, że na TVP Kultura nadawany jest Kabaret Starszych Panów. Sentymentalne postscriptum... pyszota

niedziela, 12 grudnia 2010

koncert.. koncert i po koncercie...

Otóż powiem tak, że nie wiem jak pozostali uczestnicy wczorajszego koncertu Jacka Stefanika w Teatrze Małym w Łodzi (a było niewielu ich niestety.. sala świeciła pustkami) - ale ja bawiłam się rewelacyjnie.... Pomijając głos Jacka (pozwolę sobie mówić na Ty.. a co mi tam.. w końcu młodszy jest), który wg mnie jest świetny... to jest on (w znaczeniu: Jacek a nie głos) do tego niezwykle sceniczny w sensie umiejętności szołmeńskich, aktorskich, wodzirejskich.. czy jak to zwać... Uśmiałam się do łez.. Niesamowicie podziałał na mnie relaksująco... refleksyjnie... rozrywkowo...
Jednym słowem wieczór udany... :o))
hmm.. a teraz wejdźmy w przepiękny klimat, który tworzy Charlie Haden z zaproszonymi gośćmi na swojej płycie Charlie Haden Quartet West - "Sophisticated Ladies"... słucha się tego w oczarowaniu... jak muśnięć sprzed lat... Nie jest to może jakaś rewolucyjna płyta... ale ma taki niesamowity urok.. czar... smak... że ja się w ten klimat wpisuję cała...
Znalazłam tylko ten utwór na youtube... więc proszę... :o)

piątek, 10 grudnia 2010

Jacek Stefanik Ćma w końcu jest.... jak i inne niespodzianki..

Wróciłam ze szpitala.. dostałam chemię w tabletkach - huraaa - nie będzie tego wqrwiającego czekania na kroplówki i samego wlewu.. fujjj... czyli dobrze jest... :o)).. Usłyszałam, że mieli już taką młodą panią (to niby o mnie..).. i też taką bardzo sympatyczną (to nadal niby również o mnie.. )... i miała to samo co ja.. czyli piers.. a później przerzuty na wątrobę.. i już dwa lata po.. i jest wszystko dobrze.. :o))).. .I tego się trzymam...

Natomiast po powrocie do domku zastałam paczuszki dwie.. a tam w jednej zamówione płytki Charlie Hadena Quartet West ze śpiewem Cassandry Wilson, Diany Krall, Melody Gardot, Norah Jones, Renee Fleming i Ruth Cameron.. (piękna)...druga to Dziewczyny i ich płyta (energetyczna).. no i wyczekiwany Jacek Stefanik...
Aż mi się zajęczało z uciechy na tę ucztę...

Oczywiście wrzucam od razu Czarne oczka.. by ci co nie słyszeli rzeczy w Trójce wiedzieli skąd moje pienia nad tym kawałkiem... ;o)
A teraz idę zanurzać się muzyce...
Czarne oczka Jacek Stefanik

środa, 8 grudnia 2010

John Lennon

Dzisiaj mija 30 rocznica śmierci Johna Lennona... W Trójce mówili dosyć intensywnie o tym od rana.. i właściwie tylko rano słuchałam.. później nie było mi dane spocząć przy falach trójkowych...
Niemniej usłyszałam o akcji Johna i Yoko z 1969, kiedy to wynajęli billboardy, a także plakaty w 11 miastach całego świata, na których widniał napis:
"WAR IS OVER! (If You Want It) Happy Christmas from John and Yoko" ("WOJNA SKOŃCZONA! (Jeśli tego chcesz) Wesołych Świąt od Johna i Yoko"). Nie słyszałam o tym.. a może słyszałam a puściłam sobie mimo... Jaką oni musieli mieć wyobraźnię.. chęci... wrażliwość.. by coś takiego zrobić... To był rok 1969 r. czyli zupełnie inny świat...(tak na marginesie mój urodzenia.. )....



Może powinnam załączyć "Happy Xmas (War Is Over)" - bo ta piosenka była związana z tym projektem... Jednak Imagine jest mi najbliższą...

hmm... jutro idę do szpitala... i niech się dzieje... :o)

wtorek, 7 grudnia 2010

i od nowa...

Równo rok temu byłam po pierwszej wizycie usg kiedy okazało się, że dobrze nie jest.... I by zachować jakąś okresowość.. czy cholera wie co... w dniu dzisiejszym dowiedziałam się, że zaczynam od nowa chemie... mam przerzuty na wątrobę...
Delikatne... ale są... chemia da radę (to słowa kobiety.. a chyba wie co mówi... )... zaproponowała sama z siebie, że za darmo będzie mi robiła usg w trakcie chemii byśmy na bieżąco weryfikowały jej skuteczność... Niesamowicie mnie ludzie zaskakują w czasie choroby... Swoją bezinteresownością.. chęcią niesienia pomocy... byciem...

Ale chyba zdążę choć raz na stok pojechać w tym roku??

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Na całej połaci śnieg..

Na całej połaci śnieg.. w wykonaniu Magdy Umer i Wojtka Manna... Zauroczyła mnie ta piosenka... zauroczyła rozbawiając... oooo...
Sami posłuchajcie... (oczywiście rzecz z płytki Trójki Idą Święta 2010)

Magda Umer, Wojciech Mann - Na calej polaci snieg

sobota, 4 grudnia 2010

Jacek Stefanik Ćma

Nie dotarła do mnie jeszcze płytka... dzwonił miły Pan informując, że wyślą najpóźniej we wtorek, czyli na czwartek powinnam być w tzw posiadaniu... Ufam, że tak się w końcu stanie.. bo jakby nie było czas oczekiwania jest już ponad miesięczny..
Ale o czym innym chciałam... 11.12.2010 o godzinie 20.45 w Teatrze Małym w Łodzi (Manufaktura) odbędzie się spektakl-koncert "Ćma" Jacka Stefanika... I dzisiaj dzwoniłam by zarezerwować bilety.. i się okazało, że jestem pierwsza.. w związku z powyższym pani miała wybrać jakieś znakomite miejsca.. Zastanowiło mnie jednak, że nikt się jeszcze nie wpisał na ten koncert... hmm...
Co prawda słyszałam jedną piosenkę w całości tego Pana... były to "Czarne oczka", które to usłyszałam dwa razy w Trójce.. i niezwykle mi się podobały.. Pozostałe utwory znam tylko śladowo ze strony Jacka Stefanika... Niemniej jakoś choć tak mało i tak mnie zachęca do tego by pójść i posłuchać na żywo.. :o))

Wczoraj byłam ponownie na koncercie, który dawali panowie: Andrzej Sikorowski i Grzegorz Turanau... I muszę powiedzieć, że pomimo iż było to w Sieradzu.. a nie jak poprzednio w Filharmonii w Łodzi - koncert był o wiele przyjemniejszy.. Szczególnie Jędrula był bardziej żywotny.. gawędziarski...
Jakby nie było.. wieczór niezwykle przyjemny... :o))))

A dzisiaj sobie załączyłam muzykę na full w czasie sprzątania .. i w tanecznych pląsach czyniłam porządki.. trwało to o wiele dłużej niż normalnie.. jednak przyjemność z tego płynąca była bezcenna...

W telewizji również dzisiaj sypnęło fajnymi koncertami... Buena Vista Social Club na TVP Kultura.. a później Martyna Jakubowicz na Polonii... mmm... jakoś tak pięknie koncertowo się zrobiło..




Przeczytałam taki artykuł dzięki Jazzgazecie czyli Piotrowi Iwickiemu... i ręce i nogi opadają...
Rzecz tyczy planowanego koncertu Chicka Corei w katedrze... Człowiek czyta i myśli: to się nie dzieje naprawdę.... No ale "Stefanie spod krzyża" widać myślą inaczej...


A.... czynię przygotowania do sezonu narciarskiego... mam zamiar w tym roku się podszkolić na tyle, że będę śmigać że hej!!..... Narty jako sport zachwyciły mnie jak do tej pory najbardziej... i mam plan się temu oddać.. ot co!!

czwartek, 2 grudnia 2010

Jan Garbarek & The Hilliard Ensemble Officium Novum

Officium Novum to trzecia płyta nagrana przez Jana Garbarka z The Hilliard Ensemble... czyli brytyjskim kwartetem męskim... wykonującym tzw muzykę dawną... Pomysł tej płyty zrodził się w muzykach w czasie podróży przez Kaukaz.. kiedy to zetknęli się z opracowaniami tradycyjnych pieśni świeckich i sakralnych... "Ov zamanali" jestem hymnem na święto Chrztu Jezusa (przypadającym na pierwszą niedzielę po Święcie Trzech Króli), wykonywanym przy obrzędzie święcenia wody...
Takie coś ściągnęłam oczywista z netu... sama bym na to nie wpadła... Ale wydaje mi się, że trzeba mieć choć leciutki zarys przed wejściem w te dźwięki...
Pierwszy raz kawałków z tej płyty było mi dane wysłuchać w czasie spijania kawy z kolegą... kiedy to on ciesząc się z nowego zakupu dał mi go posłuchać przez słuchawki.... I odpłynęłam.. pomimo ludzi... pomimo miejsca... byłam zupełnie gdzie indziej... Coś niesamowitego... Na niezwykłość nagrania na pewno ma wpływ również to, że płyta była nagrywana w austriackim klasztorze Św.Gerold.... Czasami ma się wrażenie, że dźwięk się podwaja... rozchodzi... że jest wszędzie... A wejścia saksofonu w te męskie głosy powoduje drżenie całego ciała...
Musiałam przerwać kiedy łzy już zbyt mocno płynęły mi po twarzy.. nie byłam przygotowana emocjonalnie na taką muzykę... wzruszenie zdjęło mnie znienacka... hmm.. no ale wiadomo wszak, że z nacka to by już nie było to...



hmm... dziwne było wejście w grudzień... śmierć Gabrieli Kownackiej nie tylko z uwagi na to kim była - a była piękną, zachwycającą kobietą, aktorką... - ale również na przyczynę opuszczenia tego łez padołka, posadziła mnie na miejscu w zadumie.... O tym dowiedziałam się z rana 1 grudnia... Natomiast około południa dowiedziałam się o śmierci przyjaciółki mojej Mamy, która odeszła po dwóch latach zmagania z rakiem piersi... i tutaj ponownie smutek z powodu odejścia osoby bliskiej.. mieszał się z pewnymi myślami nad którymi niekoniecznie się panowało...

I tak to jest... Officium brzmi tutaj jak najbardziej na miejscu...

środa, 24 listopada 2010

projekt duszę rozświetlający...

.... tak sobie o tym pomyslałam, kiedy dzisiaj oglądałam i słuchałam... kiedy poczułam, że ciepły uśmiech na ustach idzie w parze ze słonym smakiem płynącym z oczu...



hmm... hormony czy cóś... ;o)...

piątek, 19 listopada 2010

Maryśka Peszek...

Maria Peszek już niejednokrotnie gościła sobie u mnie... lubie jej zakręcenie w tekstach i muzyce.. aranżacji... interpretacji... Ot jednostka intrygując to mnie jest.. ;o)
I kiedy tak sobie pada za oknem... snuje się za mną jej Deszcz...

Deszcz, deszcz, zwyczajny deszcz
A ja się robię całkiem nadzwyczajna
I bardzo fajna, bardzo fajna
Do kochania rzecz

Sama się nie poznaje, sama się nie wyznaje
W czym rzecz? Zwykły deszcz mnie zmiennia
W do kochania rzecz, do kochania rzecz

Mania
Mania
Mania, deszczu do kochania
Mania deszczu do kochania
Możesz mnie mieć, deszczu mnie sobie weź
Deszczu jak tylko chcesz, mnie sobie weź
Deszczu mnie pieść, deszczu w deszczu mnie weź
Deszczu gdzie tylko chcesz mnie sobie weź

Deszcz
Deszcz
Deszcz
Deszcz
Zwyczajny deszcz mnie znienia w do kochania rzecz

Mania deszczu do kochania
Mania deszczu do kochania
Deszczu do kochania




hmm.... to tak mnie wzięło... ;o)

W Trójce natomiast Mann dzisiaj więc duszydło się upaja i zachłystuje.. ba utaplywa się wręcz w muzyce z półki co się PÓŁKĄ zowie...
Przy pierwszym kawałku, który zagrał Mann oczywista po Draculi - moje zewnętrze i wewnętrze aż zamruczało z ukontentowania... ech.. cuda ten człowiek robi z niewiastą we mnie zamieszkałą...

A tak wracając jeszcze do Maryśki...

Moje ciało samo wstało i się do goła rozebrało
Twemu ciału się przyjrzało i się mu zachciało
Ciało z ciałem się spotkało
Ciało Ciału powiedziało "ciał ciał"
I sie stało
Ciało z ciałem się skleiło
Ciału ciało ciała dało
Ciałom razem było miło
Chociaż ciągle było mało
Ciało z ciałem czary mary
To moje wyznanie wiary
Oto moja w ciało wiara
Od niej temu światu wara

Wierze w ciała zmartwychwstanie
Poprzez czułośc przez kochanie
Ciało z ciałem niech się sklei
Od niedzieli do niedzieli niech trwa
Ciała z ciałem modlitwa aaaaaaaa

Wierze w ciała zmartwychwstanie
Poprzez czułośc przez kochanie
Ciało z ciałem niech się sklei
Od niedzieli do niedzieli niech trwa

Przyszło do mnie Twoje ciało
Mego ciała zażądało
Moim ciałem się przykryło
Bo zimno mu było
Ciało z ciałem się spotkało
Ciało ciału powiedziało
"ciał ciał"
I się stało
Ciało z ciałem się skleiło
Ciało ciału sie oddało
Ciału z ciałem było miło
Chociaż ciągle było mało


hmm..... to niech Wasze ciała rano wstają i się do goła rozbierają.. niech ..... ;o)

Kawy? bo jeszcze nie siorbałam dzisiaj... zdrowotnościowo kubek zielonej popełniłam.. to może czas byłby na jakąś kofeinę w organizmie... ;o)

czwartek, 11 listopada 2010

i nadeszła wiekopomna chwila!


... kiedy to niejaka Beata.. vel Jazzowa zakończyła radioterapię!!!!!!!!!!!! Ostatni raz położyłam się pod promienie we wtorek!!... następnie zostawiłam kobietkom jakieś słodkości... bo naprawdę fajne były w czasie naświetlań... pośmiałyśmy się... pożyczyłyśmy sobie niespotkania już... i rozstałyśmy się z uśmiechami... Później spotkanie z panią Dochtór - nie wiem czy wspominałam, że to córka mojej nauczycielki od rosyjskiego z podstawówki - podobny klimat.. uśmiechy.. żarty.. zalecenia... skierowania na badania.. ale dopiero w grudniu - i umówienie się na wizytę za ok 4 tygodnie!..
Wychodząc już otworzyłam sobie drzwi jak normalny biały człowiek... bo znowu ktoś je podstępnie zamknął.. ;o)
I mam wielką nadzieję, że zakończyłam ten etap mojego życia pod hasłem "rak"... Teraz tylko leczenie ranki ponaświetleniowej... wyhodowanie nowego naskórka... A za jakiś czas rekonstrukcja...

hmm.... to w ogóle był przedziwny tydzień... Zaczął się od rozmowy z Mężczyzną... wyjaśniliśmy sobie, że rozeszły nam się drogi... że gdzieś się formuła związku wyczerpała.. że to były bardzo fajne dwa lata... itd itp... Jakiś smutek został, ale i niesamowita ulga.. Najgorzej kiedy coś wisi - nie wiadomo czy ma zamiar pierdzielnąć czy też sobie tak dyndać...
Ale z uwagi na fakt, że ktoś ten tydzień postanowił zatytułować "Rozstania" - dostałam dnia następnego maila od Przyjaciela.. ale o tym nie będę pisała, bo to jednak było zbyt osobiste (zabawnie to brzmi po tym jak się wyzewnętrzniam tutaj).. zbyt bolące.. zbyt zaskakujące... Faktem jest, że po nim skuliłam się wewnątrz jakby mnie ktoś potraktował kopem i to porządnym... Boli nadal... Rozumiem Go... ale boli...

I tak dosyć przedziwnie wyglądało wejście w szeregi zdrowej.. tudzież niezdiagnozowanej populacji... hmm... miało smak słodko-gorzki...

Może tak miało być, że poza restartem organizmu (tak przynajmniej odczytuję odbudowę organizmu po chemio- i radioterapii) nastąpił i restart psychiczny... żebym nie tkwiła jedną nogą gdzieś...

Czyli startuję od zera.. ;o)... organizm traktuję specyfikami różnymi, które rujnują mi finanse, ale widzę, że dobrze wpływają na moją cielesność... Apetyt na życie rośnie... I mam nadzieję, że będę potrafiła zachować w sobie te mądrości, których się naczytałam, które sobie uświadomiłam.. i że nie będę już ranić i raniona nie będę...

A dzisiaj słońce widzę, że zaczyna wychodzić zza chmur... hmm... może jednak Matka Natura szczerzy się do mnie serdecznym słonecznym uśmiechem? ;o)


Od wczoraj kiedy wyczytałam u Simona o pani, która często słyszę w Trójce wysłuchuje jej płytki i robi mi dobrze na duszę i ciało.. bo się ciało pogibało... Pani nazywa się Caro Emerald i podejrzewam, że jej piosenkę A Night Like This słyszeliście chcą nie chcąc...
Załączę jednak coś innego... inaczej brzmiącego niż na płycie.. na plycie jest dynamiczne.. z chórkami... ale ta akustyczna wersja podoba mi się również...





I bardzo dobrze mi robi oderwanie się od Davisa i Windy na szafot, którą katowałam po mailu... Walczę jak lew.. tudzież Elza z buszu o swoją psyche...

I tak to na dzisiaj zostawmy... :o)
Aczkolwiek Windą na szafot i tak pozostaje moją płyta nr 1.




niedziela, 7 listopada 2010

roztęskniona jakaś taka jestem..

Roztęskniona.. rozochocona... rozkojarzona... rozszumiała... rozbiegana...
Sama nie wiem czego mi się chce... poza jednym na pewno, że żyć i to pełnią... Uwierają mnie zawieszenia... i mój brak chęci wyjaśnienia czy zawalczenia.. coś się wypaliło... wyczerpała się formuła... Czuję się prawie jak podmiot piosenki tylko w formie żeńskiej
"..Znów się zepsułeś (aś)
I wiem co zrobię
Zamienię ciebie
Na lepszy model..."

Tylko, że ten zepsuty model ma wielki apetyt na wszystko... a że jest lekko ułomny na wysokości prawego biustu, gdzie się jakby płasko zrobiło.. no cóż... ale - że tak trywialnie powiem - czy cyc określa kobiecy byt? czy kobieta bez jednej piersi na przedzie (ot skojarzył mi się Kazik) powinna zapomnieć o sprawach damsko - męskich? hmm.. nie chcę o tym zapominać... ba... bardzo bym popraktykowała...
Tak się czasami zastanawiam, że gdybym była z mężczyzną.. tudzież poznałabym takiego, który by przywierał do mnie pod walorami duchowymi.. intelektualnymi... i ogólnym zarysie fizyczności... czy dla mnie ważne byłoby, że np nie ma jądra jednego? hmm... myślę, że nie...
Jednak biust dla mężczyzn chyba jest czymś najważniejszym?
No nic.. popieprzyłam bez sensu... idę pracować dalej.. może nadmiar cyferek mi szkodzi.. ;o)

A by tak smętliwie nie było posłuchajcie piosenki, która mnie ostatnio rozłożyła... otóż tekst popełnił Artur Andrus... Ballada dla Barona i Niedźwiedzia...

A... dzisiaj w Trójce o 20.05 będzie koncert Kasi Kowalskiej z piosenkami Grzegorza Ciechowskiego... słuchałam relacji po nagraniu tegoż członków zespołu Republika.. i muszę powiedzieć, że jak podchodziłam do tego sceptycznie.. po tym jak oni opowiadali o wrażeniach.. o zachwycie... o zaskoczeniu.. o motylkach w brzuchu.. itd.. to jednak stwierdziłam, że trza wysłuchać... a jak trza.. to trza.. innego wyjścia nie ma...

sobota, 6 listopada 2010

Mam talent...

.... znaczy ja - chciałabym mieć.... ale jasno trzeba sobie powiedzieć, że na pewno w temacie muzycznym nie mam.. poza słuchaniem.. odtwarzanie odpada..
Jest program na TVN "Mam talent".. niespecjalnie śledziłam ten program.. niemniej udało mi się obejrzeć Piotra Lisieckiego.. dla niego też oglądałam dzisiaj by zobaczyć co zaprezentuje.. i wymiękłam... chłopak jest po prostu niesamowity.. Nie wiem jeszcze czy wygra czy też nie... jedno jest pewne, że tęskni się za jego głosem.. widokiem... ma chłopak w sobie niewątpliwie urok... i do tego głos....



I już wiadamo, że tę turę wygrał Piotr - co mi się w nim podoba jeszcze? to, że jest prawdziwy w tym co śpiewa... i określony... Widać, że śpiewa to co jemu odpowiada.. nie pod publiczność... na tym video załapało się jeszcze drugie miejsce... musicie to przeżyć.. zawsze można wyłączyć... w sumie szkoda, że jeżeli już to nie ma chłopczyka śpiewającego francuskie piosenki... Również zdawał się być na właściwym miejscu.. uśmiechał się człowiek oglądając go..

czwartek, 4 listopada 2010

Hallelujah...

Kiedyś w audycji Wojciech Mann puścił Jeffa Buckleya Hallelujah.... zatrzymałam się i nie mogłam pójść dalej... wspaniały.. oszczędny.. przejmujący cover...
Teraz kiedy czytam jego książkę - rewelacja, śmieję się jak norek - wymienia to wykonanie wśród pięciu najlepszych coverów... i zgadzam się! cudo...






Czekam teraz na płytkę Jacka Stefanika Ćma - ostatnio Baron zapuścił kawałek "Czarne oczka" i dosłownie zatoczyłam się ze śmiechu... a że nigdzie w sieci tego nie znalazłam... nabyłam płytkę całą... czekam teraz w przytupie kiedy dotrze...

poniedziałek, 1 listopada 2010

Jutro nie jest zagwarantowane nikomu...

Gabriel Garcia Marquez ujął to co - szczególnie w taki dzień - snuje się po głowie, w tak doskonałej formie... że nie pozostaje nic innego jak zacytować...
hmm... a wyśpiewane do tego słowa ks. Jana Twardowskiego sprawiają, że mam ochotę już teraz biec i krzyczeć, że kocham.. że przepraszam.. że proszę... że dziękuję.....


Gabriel Garcia Marquez chorując na raka napisał list pożegnalny do przyjaciół...

"Jeśliby Bóg zapomniał przez chwile, ze jestem marionetka i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię.

Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno
przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. Oceniałbym rzeczy nie ze
względu na ich wartość, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej.

Wiem, że w każdej minucie z zamkniętymi oczami tracimy 60 sekund światła.

Szedłbym, kiedy inni się zatrzymują, budziłbym się, kiedy inni śpią.

Gdyby Bóg podarował mi odrobinę życia, ubrałbym się prosto, rzuciłbym się ku
słońcu, odkrywając nie tylko me ciało, ale moja dusze. Przekonywałbym
ludzi, jak bardzo są w błędzie myśląc, ze nie warto się zakochać na
starość. Nie wiedza bowiem, ze starzeją się właśnie dlatego, iż unikają
miłości! Dziecku przyprawiłbym skrzydła, ale zabrałbym mu je, gdy tylko
nauczy się latać samodzielnie. Osobom w podeszłym wieku powiedziałbym,
że śmierć nie przychodzi wraz ze starością, lecz z zapomnieniem
(opuszczeniem).

Tylu rzeczy nauczyłem się od was, ludzi... Nauczyłem się, ze wszyscy
chcą żyć na wierzchołku góry, zapominając, ze prawdziwe szczęście kryje się w
samym sposobie wspinania się na górę. Nauczyłem się, ze kiedy nowo
narodzone dziecko chwyta swoja maleńką dłonią, po raz pierwszy, palec
swego ojca, trzyma się go już zawsze. Nauczyłem się, ze człowiek ma prawo
patrzeć na drugiego z góry tylko wówczas, kiedy chce mu pomóc, aby się
podniósł. Jest tyle rzeczy, których mogłem się od was nauczyć, ale w
rzeczywistości na niewiele się one przydadzą, gdyż, kiedy mnie włożą do
trumny, nie będę już żył. Mów zawsze, co czujesz, i czyn, co myślisz.

Gdybym wiedział, ze dzisiaj po raz ostatni zobaczę cię śpiącą, objąłbym
cię mocno i modliłbym się do Pana, by pozwolił mi być twoim aniołem
stróżem. Gdybym wiedział, ze są to ostatnie minuty, kiedy cię widzę,
powiedziałbym "kocham cię", a nie zakładałbym głupio, ze przecież o tym
wiesz. Zawsze jest jakieś jutro i życie daje nam możliwość zrobienia
Dobrego uczynku, ale jeśli się mylę, i dzisiaj jest wszystkim, co mi
pozostaje, chciałbym ci powiedzieć jak bardzo cię kocham i ze nigdy cię
nie zapomnę. Jutro nie jest zagwarantowane nikomu, ani młodemu, ani staremu.

Być może, ze dzisiaj patrzysz po raz ostatni na tych, których kochasz.

Dlatego nie zwlekaj, uczyń to dzisiaj, bo jeśli się okaże, ze nie
doczekasz jutra, będziesz żałować dnia, w którym zabrakło ci czasu na
jeden uśmiech, na jeden pocałunek, ze byłaś zbyt zajęta, by przekazać im
ostatnie życzenie. Bądź zawsze blisko tych, których kochasz, mów im głośno, jak
bardzo ich potrzebujesz, jak ich kochasz i bądź dla nich dobry, miej
czas, aby im powiedzieć : "jak mi przykro", "przepraszam", "proszę", dziękuje"
i wszystkie inne słowa miłość, jakie tylko znasz. Nikt Cię nie będzie
pamiętał za twoje myśli sekretne. Pros wiec Pana o sile i mądrość, abyś
mógł je wyrazić. Okaz swym przyjaciołom i bliskim, jak bardzo są ci
potrzebni. Prześlij te słowa komu zechcesz. Jeśli nie zrobisz tego
dzisiaj, jutro będzie takie samo jak wczoraj..."

środa, 27 października 2010

Benefis Manna

Kto nie słuchał bezspośredniego przekazu owego Benefisu w Trójce w poniedziałek od godziny 21.05 - proszę sobie nastąpić na ten link... i tam poniżej dużego zdjęcia w środkowej ramce zdjęcie małe jest.. i pod nim właśnie głośniczek malutki...
Bardzo polecam... benefis prowadził Andrzej Poniedzielski (a tegoż wiadomo, że kocham miłością bezwzględną ;o) ) i Magda Jethon...

BENEFIS MANNA.. WOJCIECHA MANNA...

wtorek, 26 października 2010

cóż ślepemu po oczach..

Otóż nic.. odpowiem od razu...
Przynajmniej tak się ma rzecz cała w stosunku do mnie...
Otóż wczoraj po naświetlaniu żwawo zeskoczyłam z "ławy"... kobieta się zadziwiła, że tak się podrywam i zawrotów głowy nie mam... przytaknęłam, że zaiste - nie mam... ubrałam się.. następnie krótka wizyta u lekarza.. wszystko toczy się w przewidywalny sposób.. pożegnałam się ładnie i poszłam... No i maszeruję zamaszyście korytarzem pisząc smsa.... i trach!.... centralnie wyrżnęłam czołem w przeszklone drzwi... Z reguły są otwarte... ale z racji prowadzonych prac remontowych na oddziale - zamknięto by pewnie się zabrudzenie nie przenosiło... hmm... no i ja chyba, żebym się nie przenosiła... ;o)
Zdziwienie moje było bezcenne.... Zataczając się ze śmiechu doszłam do samochodu... Coś takiego to ja widywałam na filmach.. ale nie podejrzewałam siebie, że sama spróbuję to odegrać... ;o)

wtorek, 19 października 2010

Ona Osiecka - On Przybora

Czekam na nową dostawę książek z wielkim jak zwykle podnieceniem... Bardzo lubię ten moment rozpakowania paczki.. wyciągania książek.. przesuwania dłonią po okładkach.. pierwsze przerzucenie kartek.. by w końcu usiąść wygodnie i zacząć czytać..
A teraz zmierzają ku mnie pozycje wielce ciekawe (wg mnie oczywista)..i jest to pięknie wydany zbiór korespondencji Przybory i Osieckiej "Listy na wyczerpanym papierze" (w takiej szacie mam już wspomnienia Przybory - piękne... zabawne... mądre...)... "N@pisz do mnie" Daniel Glattauer (czytałam fajną recenzję - a mam ochotę na coś rozświetlającego duszę).... no i! "RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą" Wojciecha Manna (podobnież rewelacyjna autobiografia stadnie okraszona anegdotami itd... itp....
To na takie rzeczy właśnie czekam... z przytupem niemałym...
Romans Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory był dla mnie zagadką zawsze... tzn tak podejrzwałam, że tam musiały padać piękne słowa... I z tego co czytałam w Wysokich Obcasach - jako zapowiedź książki - to faktycznie listy wychodziły im pięknie.. a może (czasami miałam takie wrażenie) najpiękniej... Obydwoje jakby nie było mistrzami pióra byli...
I jakże innego wymiaru nabiera "Bez Ciebie" napisana przez Jeremiego w czasie jednego z rozstań... kiedy to tęsknił jeszcze za Nią bardzo... kiedy związek był w tzw szczytowej formie.. ;o)
Tak zakochany mężczyzna pisze do kobiety swej... (hmm.. pod warunkiem, że potrafi...)



hmm... a kiedy już temperatura uczyć spadała... powstało SOS


Kiedy natomiast powiedział sobie "muszę się z niej leczyć" napisał...


Wtedy Ona tęsknić zaczęła... czasami kobiety tak mają.. że szukają.. ganiają... a kiedy tracą doceniają i szaleją...
Piosenką dla Jeremiego okazała się - Na całych jeziorach - Ty.


I tak to sobie wstępnie poprzemierzałam po ich romansie... na większą dawkę muszę poczekać...

czwartek, 14 października 2010

serialowy powiew przeszłości..

... to tak w nawiązaniu do postu, kiedy to opluwałam seriale i przywiązanie do nich...
Otóz dzisiaj przyuważyłam, że na "7" zarzucono o godzinie 19.30 "Ally McBeal".. no i wymiękłam.. Oglądam sobie z wielką radochą... onegdaj ten i "Murphy Brown" - to były moje ulubione seriale... Można się było pośmiać.. język był śmiały... dowcip skrzący.. towarzystwo atrakcyjne...
I tak sobie siorbię zaleconą lampkę wina.. i wgapiam się w okienko na świat z wielkim rozmemłaniem na duszydle..
A naświatlania sobie trwają.. zostało mi ich jeszcze 17! Czyli nie jest tak najgorzej....
Brakuje mi kąpieli.. jestem generalnie uzalezniona od możliwości zanurzania całego ciała w wodzie.. i leżenia długimi minutami.. kwadransami... itd.. pianka.. muzyka.. książka... czasami jakiś napój w przeróżnej postaci... A tutaj zero moczenia naświetlanego miejsca.. i ograniczam się do tzw półprysznica...
Ale przyjdzie ta wiekopomna chwila kiedy wejdę.. zanurzam się... i będę leżeć aż do uzyskania cudnej skórki rodzynka.. ;o)
A teraz stuk.. za tych co mogą... za tych co chcą... i za tych co się pluskają w tejże chwili... ;o)





Cały czas mi w duszy gra Mari i Jan.. (lubię to ich połączenie imion...)...
Jan Garbarek planuje koncert w łódzkiej Wytwórni w grudniu... wielką mam ochotę iść.. acz ceny z lekka wywrotowe...

środa, 6 października 2010

nie lubię składanek... jednak,.,

... dzięki nim czasami dane jest mi usłyszeć coś cudnego wręcz... czegoś czego nie słyszałam jeszcze..
Popelniając zakup Lizz Wright wzięłam również składankę "Muzyka świata prezentuje Marcin Kydryński", a to za przyczyną zainteresowania duetem Mari Boine i Jan Garbarek, no i oczywiście Erykah Badu ze Stephenem Marleyem (ale tutaj wiedziałam cóż zacz... zresztą cudne zacz.. i cóż... ;o) )...
O Mari Boine coś tam wiem.. gdzieś tam słyszałam.. Wiem, że śpiewa muzykę z rysem folkloru lapońskiego, że wydaje zgoła nieobliczalne dźwięki... Natomiast nie kojarzyłam jej w tym duecie.. znaczy z Janem Garbarkiem.. który wiadomo wielkim muzykiem jest...
Załączyłam płytkę i ruszyłam ogarniać mieszkanie - wszak jutro zjeżdża Mój Przyjaciel w formie żeńskiej (jak mi jakoś nie podchodzi określenie przyjaciółka tutaj.. ech..)... musi ona odpocząć od swojego babciowania, które choć piękne i świeżutkie to jednak i męczące.. ;o).. No to ganiam.. muzyka leci.. czasami przystanę posłuchać.. ale bez większego entuzjazmu.. aż tutaj poszłoooooooo.... stanęłam jak wryta... i słuchałam kilka razy... Mari i Jan - duet niesamowity... dla mnie cudo...
Posłuchajcie sami...

Mari Boine / Jan Garbarek - Boadan nuppi bealde (Norwegia)

hmm... no i nie oprę się oczywiście by nie puścić In Love With you Erykah Badu i Stpehen Marley... - Marleye głosy do siebie podobne mają.. ale jest w tym jakiś czar.. a Erykah onegdaj pokochałam.. i tak sobie trwam w tym uczuciu.. ;o) (jest to chwilami trudna miłość.. ale wierna.. ;o) )... Jak dla mnie niezywkle erotyczny kawałek.. ot co... pięknie się przy nim tańczy... a właściwie kołysze...
Erykah Badu & Stephen Marley - In Love With You (USA/Jamajka)

To byłoby na tyle dzisiaj.. jest tam jeszcze zupełni zacny Metheny/Haden/Rubalcaba.. jak i bardzoż fajne wykonanie Anny Marii Jopek "Laury i Filona" (Ania sięgnęła do tradycji rodzinnych tutaj.. no ale muszę powiedzieć, że zaskoczyła mnie taka wersja tej nigdy mi nie przypadającej ni do ucha ni do ducha pieśni)...

A teraz stuknę się z Wami lampeczką czerwonego, wytrawnego przepisanego przez lekarza dla zdrowotności.. mmmmmmmm... są i dobre strony kuracji.. ;o)

i Mari i Jan raz jeszcze... no ten saksofon jest niesamowity... zupełny.. doskonały odlocik..

wtorek, 5 października 2010

Lizz po raz kolejny

Otóż kurier dzisiaj miał uprzejmość przybyć i dostarczyć przesyłkę w postaci m.in. płytki Lizz Wright Fellowship... I prawdę powiedziawszy nasłuchać się nie mogę....
Jestem zachwycona tą płytą.. słuchanie jej wcześnej przez internet dało obraz tego czego można się było spodziewać.. ale dopiero załączenie jej na sprzęcie grającym z mocą na głośniki sprawiło, ze wewnątrz mnie wszystko jęknęło aż... cudo...
Właściwie słuchając tej płyty mam wrażenie jakby się człowiek modlił... Fakt, że ma na to wpływ gospelowy charakter płyty... ale to rewelacyjnie wpływa na duszę....
Jestem oczarowana...

niedziela, 3 października 2010

rocznice, których nie ma



Wczoraj z "lekka" się sponiewierałyśmy alkoholowo z moją przyjaciółką... obydwie podobną okoliczność sobie znalazłyśmy... U mnie 2 października minęło 18 lat od dnia kiedy to powiedziałam niewłaściwemu facetowi "TAK" przed ołtarzem i urzędnikiem stanu cywilnego...
Pocieszające to, że od 13 lat nie świętuję tego z nim... ;o) I niech takich nierocznic będzie jak najwięcej....
U Eli 6 października byłaby to 20ta rocznica.. z czego 10 szczęśliwego braku pożycia.. ;o)

A tak w ogóle to najważniejszym jest to, że od wtorku zaczynam w końcu naświetlania!.. i niech się już zaczną i tych 5 tygodni niech upłynie jak najszybciej...
Skontaktowałam się z dr Ewą Dąbrowską - chciałabym po wszystkim pojechać do niej do ośrodka na 2 tygodnie... poddać się diecie warzywno owocowej... jakoś mocno wierzę w to, że dietą można jeżeli nie wszystko to bardzo dużo zadziałać...
A czy ja się chwaliłam, ze już nie chodzę w chustkach? otóż mój łysawy jeszcze łepek rzucam ludziom przed oczy bez krępacji... a co tam... W sumie może powinnam się przyznać, że uderzenia gorąca w chustkach są mocno uciążliwe... ale po cóż będę o tym wspominać? niech będzie, że taka odważna jestem.. ;o)


I.. no cóż.. nadal mnie nosi... nadal mi się chce... i ufam, że to już się nie zmieni.. ;o)
Pokażę Wam jak to 18 lat temu prezentowałam się w tzw sukni ślubnej... ;o)


A cóż możemy posłuchać? hmm... sama nie wiem... może Diana Reeves? hmm.. nie tylko piękna ale i utalentowana...

sobota, 2 października 2010

cała w trawie...

Załączyłam laptopa od rana... ot by przejrzeć co w świecie... kraju naszym ciekawym... może luknąć w papiery - acz niechętnie... otworzyłam gg (praktycznie nieustannie jest włączone z racji pracy przy komputerze notorycznej....).... i czytam otrzymaną wiadomość zostawioną w nocy... i słucham pozostawioną muzykę... i... ech.. i się rozkleiłam...
Raz, że Całej w trawie w wykonaniu Niemena to ja chyba nie słyszałam... a dwa, że Niemena to mógł zostawić tylko On... i popłynęły sobie wspomnienia... i uruchomiły się tęsknoty... Ile mamy pozamykanych drzwi w sobie, które tak łatwo hmm... a może trudno - otworzyć... Uświadomiły mi to łzy, które nawet nie wiem kiedy zaczęły płynąć... i sobie płyną.... płyną....


hmm... niezwykle oczyszczająca jest moc łez jednak...
Widać tak kobieta czasami musi... inaczej musi, że się udusi... ;o)

wtorek, 28 września 2010

serialowatość....

Umęczona jestem - no może przesadzam z tym umęczeniem... jednakowoż jakaś zniechęcona - wszechdopadającymi człowieka niewinnego (to mua - jakby się ktoś domyśleć skory nie był) zewsząd... I dzisiaj, że tak powiem pałka się przegła... Nie mogę już na to patrzeć... Tradycyjnie wróciwszy z pracy załączyłam okno na świat.. a ono po kolej leci na serialowa nutę... I poczułam jak zaczyna mnie to uwierać.. denerwować.. A co najbardziej? to, że mogłam już dawno nacisnąć przycisk na pilocie i mieć to w głębokim czy najgłębszym nawet uszanowaniu... Ale jest coś na podobieństwo uzależnienia.. czy też przyzwyczajenia... i tak człowiek siedzi.. gapi się w to tv ... a czas sobie leci.. i płynie.. czy co tam ten czas uprawiać chce - czyni...
A wszak przybyła do mnie pocztą autobiografia Tomasza Stańki "Desperado"... mam tyle płyt do odsłuchania... że o pracy nie wspomnę... Ale tej wystarczającą ilość godzin poświęcam w ciągu doby...
Postanowienie końcowowrześniowe brzmi - zero seriali - no chyba, że komediowe...! i selekcja tego na co ślepiam w TV... obaczym na ile to moje uzależnienie jest zasiedziałe we mnie...
Póki co.... brzmi sobie pięknie Lizz Wright... i czekam na jej nowa płytę, która dzięki Jazzava Cafe wiem, że można posłuchać na stronce (co sobie z przyjemnością niebywałą czyniłam i czynię) http://www.lizzwright.net
A póki co.... Lizz już znana...


Lubię oczekiwanie na płytę... a tym bardziej kiedy wiem, że to co dostanę będzie warte oczekiwania tego... :)))))....

Ciekawostką jest przechodzenie klimakterium w wieku 41 lat... Są oczywista plusy takiego zdarzenia... otóż raz, że sex prawie, że bez granic.. ale i dwa - mięśnie ramion od nieustannego zakładania i zdejmowania okryć z siebie wyrobione będą nad wyraz... (uderzenia gorąco to ciekawe doświadczenie dla takiego zmarzlaka jak ja... ) ;o)

środa, 22 września 2010

czy człowiek się zmienia?

Otóż takie pytanie zrodziło się w głowie mej... i to pytanie skierowane ku sobie na temat siebie..
ów człek tytułowy to ni mniej ni więcej - ja!
Wydaje mi się, że coś się pozmieniało we mnie.. ale czy na pewno taka się mądra zrobiłam jak mi się wydaje.. czy po prostu sytuacji nie mam takich sprawdzających?... w myśl słów "na tyle znamy siebie na ile nas sprawdzono" ?...
kto wie.. kto wie... ufam jednak, że coś się wewnątrz przegibnęło na pozytywną stronę ;)

A co dzisiaj posłuchamy? hmm.. jeszcze nie wiem..
Wczoraj wzięłam się za układanie płyt moich muzycznych i video... a że na duszydle czuję się mocarnie.. ciało rzuciłam w taniec - co czynić uwielbiam... Okazało się jednak po trzech żywiołowych tańcach, że ciało jednak jeszcze za duszydłem nie nadąża.. ale co tam.. grunt, że jedno z tej dwójki chce się zachłystywać wszystkim.. drugie w końcu dogoni... ;o)

Stańko i Waglewski... duet powiedziałabym niezwykły... to musiał być ciekawy koncert..


wtorek, 14 września 2010

lubienie

Ostatnio można poczytać co kto lubi... tchnięta tą myślą postanowiłam i ja przysiad przy temacie tym popełnić.....
Na pewno lubię być matką... tą więź z Miśką.. zupełnie inną niż wszystkie inne... (oczywista nie będę się rozpisywała o miłości matczynej.. wiadomo... jest... i jest to zupełnie rzecz zwykła a niezwykła..- tudzież na odwrót...)
Lubię muzykę... zapaść się w nią... poczuć jak przy utworach bardziej poruszających dostaję gęsiej skórki.. jak pod powiekami zaczyna coś piec.. uwierać... cudo...
Lubię siąść przy kominku (tak jak wczoraj), wpatrzeć się w płomienie i czuć ciepło rozlewające się po ciałku całym... niesamowita jest moc kominkowego ognia... dogrzewa i ciało i duszę...
Lubię zapach skoszonej łąki... mmmmm.. cudo
Lubię zapach wiosny...
Lubię zapach lasu...
ha.. okrutnie zapachowa jestem... (zapach dobrych perfum oczywiście rownież...)
Lubię chodzić na obcasie - ot takie zamiłowanie mam od lat kilkudziesięciu już... to taki ukłon w stronę kobiecości swej... podobnie jak czerwone paznokcie u stóp... czy zapach Dune na nadgarstku...
Lubię mieć wokół siebie osoby, których oczy, twarze, ciała i dusze uśmiechają się do mnie, a ja uśmiecham się do nich w dokładnie ten sam sposób... I to niekoniecznie uśmiechem ustowym... ;o)
Lubię smak kawy spijanej na tarasie latem... ale i chwile z gorącą kawą w kubku ogrzewające dłonie kiedy ziąb za oknem...
Lubię lampkę wina czerwonego.. wytrawnego popełnić wieczorem...

Lubię przestrzeń przed sobą... stąd wielka miłość i dla gór i dla morza... człek stoi.. spogląda w dal i czuje tą więź ze wszystkim co wokół... czuje że może.. że po prostu może!
Lubię latem deszcz... taki ciepły... i tęczę po nim.... ech ta natura jest niesamowita...
Ale i deszcz jesienny kiedy siedzę sobie w domu a on sobie tam pluska.. i pluszcze i o szyby dzwoni... deszcz dzwoni jesienny...
Acz jesień taką kolorową słoneczną kiedy można łazić szurając buciorami po liściach lubię również...
Lubię kiedy Toffik przychodzi do mnie mrucząc.. przeciągając się.... udeptuje sobie mnie... a później kładzie się i wsuwa pyszczek swój pod moją dłoń domagając się pieszczot...
Lubię jazdę samochodem z Trójką!! mogę jechać i jechać i jechać... (a dzisiaj dzień bluesowy!!! mrauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu.... a wieczorem koncert poświęcony Nalepie... mraaauuu)...
Lubię tańczyć... niekoniecznie na szumnych imprezach.. często wystarcza mi parkiet mojego pokoju...
Lubię grę oczu żeńskich z oczami męskimi....
Lubię dotyk muskający przy nadgarstku od wewnętrznej strony....
Lubię kobiecość w sobie... która pomimo, że jestem po mastektomii - jest... a obawiałam się, że sobie pójdzie precz.. a jednak ją czuję... i to wyraźnie...
Ja w ogóle lubię całe mnóstwo rzeczy małych i wielkich.. trywialnych wręcz niektórych... życie jest nadające się do lubienia i uczuć wyższych niebywale... bo ja po prostu lubię żyć! W końcu... ( bo różnie z tym ongiś bywało...) ;o)
I na tym może zakończę bo kurna zanudzę Was tymi wynurzeniami... Ale tak czasami fajnie przystanąć i popełnić ukłon w swoją stronę... Dziękuję Emka :o)

******************************************

Co do jazdy z Trójką samochodem - zdarzało mi się niejednokrotnie, że musiałam zjechać na pobocze bo muzyka tak mną zawładnęła... ostatnio gęsią skórkę dostałam przy Tomaszu Stańko z utworem Komedy... coś niesamowitego to było... Zresztą oczywista autobiografię pana Tomasza nabyłam - czekam na dostawę... ufam, że będzie tak zajmująca jak Davisa, z która jest porównywana... :o)
hmm.. tak dla przystopowania od rana.. po cóż tak gnać? Tomasz Stańko (acz nie ten utwór, który mnie wtedy zatrzymał... niestety tamtego nie mogę się doszukać... tak to jest jak się tytułu utworu nie zapamięta...)

Tomasz Stańko - Ballad for Bernt





Jeżeli chciałoby Wam się na chwilkę przystanąć i napisać co też lubicie... byłoby mi miło poczytać...

A Trójka bluesa gra.... mmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmmm!!!

czwartek, 26 sierpnia 2010

no i wiem co dalej... :o))

Otóż wyniki może nie były najcudowniejsze.. i nie powiem sprawiły, że siadłam na dupiątku... Raczysko sobie folgowało na moich węzłach jak mu się tylko podobało... Ale wychodzę z założenia, że wycięto to co było chore.. i obecnie NIE MAM RAKA!!!!!!!!!!... Natomiast by nie doszło do ewentualnych przerzutów... potrzeba dalszego leczenia... I chirurg zapowiedział chemio- i radioterapię.. Natomiast wczoraj się dowiedziałam, że (i tu uwaga) NIE BĘDĘ MIAŁA JUŻ CHEMII!!.. huraaaaaaa... podobno tak mnie nafaszerowali przed operacją, że to powinno wystarczyć, dostałam receptkę na tabletki, które mam łykać przez 5 lat... no i jestem umawiana na naświetlania...
I to cieszy jak nie wiem co... uśmiech nie złazi mi z pyszcyzdła... pomimo, że wczoraj pomidor próbował mnie zabić... No właśnie.. nigdy nie odczuwałam dyskomfortu po zjedzeniu pomidora całego... a tutaj wczoraj spożyłam sobie dwa maluśkie, które urwałam wraz z innym pod foliakiem... I najprawdopodobniej zaczęłam źle znosić skórkę pomidorową.. bo kilka godzin poświęciłam na uczciwe leżenie na łóżku i zwijanie się z bólu... Ale przeszło!.. A uśmiech nadal na myśl o braku chemii wypełza mi na oblicze...

A teraz rarytasik.. jeszcze niedawno pisałam o tym, że marzy mi się koncert Możdżera i Danielssona... a tu oooo.. odbył się takowy.. Możdżer wprowadził w życie zamysł pod nazwą Solidarity of Arts 2010.. i tam wystąpił również właśnie z Larsem Danielssonem i Zoharem Fresco... Płytę ich uwielbiam... jest rewelacyjna..i tak mi się marzyło obejrzenie ich na żywo.. No nic.. może tzw inną razą..
Więcej o tym napisał Jazzava Cafe, który miał tą radość być i oglądać.. na szczęście podzielił się wrażeniami... :o)
No i co tu dużo pisać.. mówic.. trzeba zobaczyć... :o)))))))))))

niedziela, 15 sierpnia 2010

komary ludopijce...

Coś niesamowitego się działo wczoraj wokół ogniska, które postanowiliśmy rozpalić na działce obok domu.... ruchy nasze przypominały sceny z filmu "Rój" tudzież "Ptaki".... - rozpaczliwy trzepot kończyn... Okrutne to było ze strony komarów... a podobno wręcz - komarzyc... Żadna solidarność jajników tutaj nie obowiązywała... normalna rzeź niewiniątek i to bez względu na płeć... Do dzisiaj się drapię - fuj!!!!!
A teraz spijam sobie lampeczkę wina... w towarzystwie zespołów Raz, Dwa, Trzy i Voo Voo - chłopaki skrzyknęli się przy urodzinach zespołów... "jeszcze wszystko będzie możliwe!!.. nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic nie było..."...
Jutro jadę na zdjęcie szwów... no i odebranie wyników.. przy okazji przetestuje jazdę po operacji jak będzie mi szła... :o).. Brakowało mi już samodzielności w poruszaniu się...
Wzięło mnie dzisiaj jakoś romantycznie... nastrojowo... :o)

Prawda, że Ania na inny wymiar tą piosenkę pchnęła?
A w ogóle tam mi się skojarzyło.. że jak bylam zdrowa to miałam bardziej smętliwe wpisy niż teraz... hmm... człek bardziej docenia to co ma jak owo cos mu zabiorą.. tudzież sam zaprzepaści.. ;o)
Dzisiaj widziałam też ciekawą łąkę, można by zatytulować "do stołu podano".... 7 bocianów chadzało sobie w poszukiwaniu jadła.... :o)
A ja sobie widzę chadzam z tematu na temat... ;o)....

niedziela, 8 sierpnia 2010

Chopinada...

Tak dużo teraz różnych wykonań Chopina... bardzo często na jazzowo....
I tak przyszła do mnie płytka Leszka Możdżera i jego wariacje w temacie Chopina...
Czyż nie piękne?
Tak przy okazji tej płyty zatęskniło mi się mocniej za tym panem... porzuciłam go jakoś w zapomnienie... hmmm... wspaniale się do niego wraca.... może kiedyś uda się pójść na taki koncert?.... wspaniale byłoby na duet z Larsem Danielssonem... hmm. .dane było mi tylko ogladać ich w TV...



A co u mnie...
Od czwartku w domu... czuję się nieźle... coraz mniej boli... :o)))
W szpitalu nie było tak źle... oczywiście lęk w poniedziałek przed operacją.. ale zasnęłam szybciej niż pomyślałam.... a później było już z dnia na dzień coraz lepiej...
Przy tym odwiedziny bliskich... i Przyjaciela, którego nie widziałam już znaczny czas... Nawet nie dał mi odczuć nieatrakcyjności wyglądu... hmm... jak to Przyjaciel... Rozmawiało się bardzo dobrze... po wizycie dużo wspomnień... i ciepła... Czasami człowiek podejmuje bardzo głupie decyzje... no ale cóż.. czasu cofnąć się nie da... hmmm.... jakoś mi się ciepło zrobiło na duszydle..
ech.... idę sobie posłuchać Możdżera....

piątek, 30 lipca 2010

nadchodzi wiekopomna chwila...

Wiadomo było, że nadejdzie... i nadeszła chwila ta...
W niedzielę idę do szpitala.. w poniedziałek operacja... szpital służb mundurowych w Łodzi poznam z pozycji pacjenta... Onegdaj kiedy Przyjaciel leżał tam po przerwaniu sobie podczas radosnych pląsów wśród kałuż ścięgna achillesa - byłam tam jako tzw "odwiedzająca"... To teraz poznam smak pobytu po drugiej stronie barykady...
Nie powiem lekkiego cykorka już mam...
Dlatego upraszam o trzymanie kciuków!! :o)
Nawet praca mi nie idzie.. to co robię automatycznie to ok.. natomiast tematy przy których muszę pomyśleć - leżą... nijak skupić rozbieganych myśli...Nieustannie tylko wodzę sobie po forum amazonek doczytując co.. jak.. gdzie.. kiedy...


"....Żeby w serca kajeciku po literkach zanotować
I powtarzać sobie cicho takie prościuteńkie słowa:

Jeszcze w zielone gramy,
Jeszcze nie umieramy,
Jeszcze się spełnią nasze piękne sny, marzenia, plany,
Tylko nie ulegajmy przedwczesnym niepokojom
Bądźmy jak stare wróble, które stracha się nie boją
Jeszcze w zielone gramy, choć skroń niejedna siwa
Jeszcze sól będzie mądra, a oliwa sprawiedliwa
Różne drogi nas prowadzą,
Lecz ta, która w przepaść rwie jeszcze nie
Długo nie..."