czwartek, 26 sierpnia 2010

no i wiem co dalej... :o))

Otóż wyniki może nie były najcudowniejsze.. i nie powiem sprawiły, że siadłam na dupiątku... Raczysko sobie folgowało na moich węzłach jak mu się tylko podobało... Ale wychodzę z założenia, że wycięto to co było chore.. i obecnie NIE MAM RAKA!!!!!!!!!!... Natomiast by nie doszło do ewentualnych przerzutów... potrzeba dalszego leczenia... I chirurg zapowiedział chemio- i radioterapię.. Natomiast wczoraj się dowiedziałam, że (i tu uwaga) NIE BĘDĘ MIAŁA JUŻ CHEMII!!.. huraaaaaaa... podobno tak mnie nafaszerowali przed operacją, że to powinno wystarczyć, dostałam receptkę na tabletki, które mam łykać przez 5 lat... no i jestem umawiana na naświetlania...
I to cieszy jak nie wiem co... uśmiech nie złazi mi z pyszcyzdła... pomimo, że wczoraj pomidor próbował mnie zabić... No właśnie.. nigdy nie odczuwałam dyskomfortu po zjedzeniu pomidora całego... a tutaj wczoraj spożyłam sobie dwa maluśkie, które urwałam wraz z innym pod foliakiem... I najprawdopodobniej zaczęłam źle znosić skórkę pomidorową.. bo kilka godzin poświęciłam na uczciwe leżenie na łóżku i zwijanie się z bólu... Ale przeszło!.. A uśmiech nadal na myśl o braku chemii wypełza mi na oblicze...

A teraz rarytasik.. jeszcze niedawno pisałam o tym, że marzy mi się koncert Możdżera i Danielssona... a tu oooo.. odbył się takowy.. Możdżer wprowadził w życie zamysł pod nazwą Solidarity of Arts 2010.. i tam wystąpił również właśnie z Larsem Danielssonem i Zoharem Fresco... Płytę ich uwielbiam... jest rewelacyjna..i tak mi się marzyło obejrzenie ich na żywo.. No nic.. może tzw inną razą..
Więcej o tym napisał Jazzava Cafe, który miał tą radość być i oglądać.. na szczęście podzielił się wrażeniami... :o)
No i co tu dużo pisać.. mówic.. trzeba zobaczyć... :o)))))))))))

niedziela, 15 sierpnia 2010

komary ludopijce...

Coś niesamowitego się działo wczoraj wokół ogniska, które postanowiliśmy rozpalić na działce obok domu.... ruchy nasze przypominały sceny z filmu "Rój" tudzież "Ptaki".... - rozpaczliwy trzepot kończyn... Okrutne to było ze strony komarów... a podobno wręcz - komarzyc... Żadna solidarność jajników tutaj nie obowiązywała... normalna rzeź niewiniątek i to bez względu na płeć... Do dzisiaj się drapię - fuj!!!!!
A teraz spijam sobie lampeczkę wina... w towarzystwie zespołów Raz, Dwa, Trzy i Voo Voo - chłopaki skrzyknęli się przy urodzinach zespołów... "jeszcze wszystko będzie możliwe!!.. nim stanie się tak, jak gdyby nigdy nic nie było..."...
Jutro jadę na zdjęcie szwów... no i odebranie wyników.. przy okazji przetestuje jazdę po operacji jak będzie mi szła... :o).. Brakowało mi już samodzielności w poruszaniu się...
Wzięło mnie dzisiaj jakoś romantycznie... nastrojowo... :o)

Prawda, że Ania na inny wymiar tą piosenkę pchnęła?
A w ogóle tam mi się skojarzyło.. że jak bylam zdrowa to miałam bardziej smętliwe wpisy niż teraz... hmm... człek bardziej docenia to co ma jak owo cos mu zabiorą.. tudzież sam zaprzepaści.. ;o)
Dzisiaj widziałam też ciekawą łąkę, można by zatytulować "do stołu podano".... 7 bocianów chadzało sobie w poszukiwaniu jadła.... :o)
A ja sobie widzę chadzam z tematu na temat... ;o)....

niedziela, 8 sierpnia 2010

Chopinada...

Tak dużo teraz różnych wykonań Chopina... bardzo często na jazzowo....
I tak przyszła do mnie płytka Leszka Możdżera i jego wariacje w temacie Chopina...
Czyż nie piękne?
Tak przy okazji tej płyty zatęskniło mi się mocniej za tym panem... porzuciłam go jakoś w zapomnienie... hmmm... wspaniale się do niego wraca.... może kiedyś uda się pójść na taki koncert?.... wspaniale byłoby na duet z Larsem Danielssonem... hmm. .dane było mi tylko ogladać ich w TV...



A co u mnie...
Od czwartku w domu... czuję się nieźle... coraz mniej boli... :o)))
W szpitalu nie było tak źle... oczywiście lęk w poniedziałek przed operacją.. ale zasnęłam szybciej niż pomyślałam.... a później było już z dnia na dzień coraz lepiej...
Przy tym odwiedziny bliskich... i Przyjaciela, którego nie widziałam już znaczny czas... Nawet nie dał mi odczuć nieatrakcyjności wyglądu... hmm... jak to Przyjaciel... Rozmawiało się bardzo dobrze... po wizycie dużo wspomnień... i ciepła... Czasami człowiek podejmuje bardzo głupie decyzje... no ale cóż.. czasu cofnąć się nie da... hmmm.... jakoś mi się ciepło zrobiło na duszydle..
ech.... idę sobie posłuchać Możdżera....