niedziela, 28 lutego 2010

mam na imię Zdechlaczek..

Wyniki się poprawiły w związku z czem, nakarmiono mnie kolejną porcją chemii... No i jak to drugi dzień po tym upojeniu - spoczywam sobie w formie zwierzęcia kanapowego... bezsilnie dosyć... Siły witalne mam świadomość, że gdzieś są... ale na pewno nie przy mnie... Poszły sobie precz...
No i jakoś się tak rozmemłałam... Najchętniej poprzytulałoby się... a przynajmniej poległo przy jakimś przyjaznym ciele.. uzupełnionym o duszę....
Tutaj oczywista gdzieś tam czai się myśl na ile można od drugiej strony wymagać akceptacji łysej łepetynki... czy później formy Amazonki?.... zaczyna się na tym punkcie niezła jazda...
Pocieszające, ze to mocna psychicznie jednostka jest... ale... No właśnie... te mnożące się ale...

sobota, 20 lutego 2010

w bas i gitarę...

Dzieje się tak, że ilekroć człek chce się dogrzać to wraca do tego co dobrze już zna... I niby miałam uderzyć dzisiaj na przekór owemu pragnieniu... a skonczyło się... hmm.. no cóż.. płynie sobie z głośników Pat Metheny i Charlie Haden z płytki
Beyond The Missouri Sky

Beyond The Missouri Sky




Zawsze mnie wyciszała... i teraz dzieje się zupełnie jak po dawno poznanym i akceptowanym torze.. I tego potrzebuję...
W czwartek miano mnie nafaszerować kolejną dawką chemii, niestety wyniki poleciały sobie a to głównie za przyczyną spadku białych krwinek... Mam tydzień by je doprowadzić do stanu pozwalającego na kontynuację leczenia...
Nawet mnie to nie zdziwiło specjalnie... od niedzieli - czyli powrotu ze Szczecina, gdzie to udałam się nie tylko w celach towarzyskich, ale i dokonania badania pod kątem BRCA1 - czuję się niezbyt... A to głównie za przyczyną konieczności stania w pociągu (korytarz I klasy również był wypchany po tzw brzegi) od Ostrowa Wlk. - nigdy specjalnie nie tolerowałam długiego stania, a teraz kiedy kondycję mam walniętą - praktycznie zostałam przez odbierającego mnie tatę zawleczona do samochodu...
Wniosek jeden - trzeba się pooszczędzać... :o)
A teraz dopiję zieloną herbatkę i podążę sobie na spacer... trzeba dotlenić trochę płucka...

poniedziałek, 8 lutego 2010

horyzont...

Widząc taki tytuł postu w liście blogów czytanych przeze mnie skojarzyła mi się piosenka Raz Dwa Trzy "Dalej niż sięga myśl".... z naprawdę świetnym tekstem... i tradycyjnie bardzoż klimatyczną aranżacją...

Dalej niz siega mysl

horyzont co akt laczenia
blekitu z kawalkiem ladu
i gdyby trzeba oceniac
zlosliwa czulosc przyrzadu


cel osiagalny jest z lotu
w wyniku rejsu lub marszem
miarowym nastepstwem kroku
w dowolnie wybranym czasie


odleglosc od horyzontu
bezladna z racji przypuszczen
pozwala obserwujacym
nabierac kolejnych zludzen
i zmieniac je w przekonania
ze owo miejsce to styczna
im bardziej polegac na niej
tym sama staje sie blizsza


dalej niz siega mysl
wioda w przod slady stop


cierpliwie kuszac z oddali
tych ktorzy chieliby przebrnac
odwieczna w swej wlasnej skali
i rozciaglosci odleglosc


horyzont tkwi niewzruszenie
w bezbronnej oka zrenicy
pozostawiajac nadzieje
zbyt wielka na jedno zycie


dalej niz siega mysl
wioda w przod slady stop

A teraz czas na posłuchanie... ot tak przed snem...

Raz, Dwa, Trzy - Dalej niż sięga myśl

A tak króciutko nakreślając co u mnie.... - po drugiej chemii również czuję się dobrze... włosów coraz mniej na głowie, chust i szali coraz więcej ;o)... Tak co jakiś czas inny profesor do zapoznania... a życie toczy się swoim rytmem... zarówno w domu jak i pracy udzielam się jak ongiś.. no może z lekkim wyhamowaniem i większym wsłuchaniem w siebie... jednakowoż nie dałam się zepchnąć na boczny tor.. ;o)

czwartek, 4 lutego 2010

Swingujący Bach...

Wielkokroć mnie uszczęśliwiła już TVP Kultura.. i dzisiaj uczyniła to raz kolejny...
Z wielką przyjemnością obejrzałam fragmentu koncertu, który odbył się w Lipsku rocznicę urodzin Johanna Sebastiana Bacha...
Oczywista zauroczył mnie tradycyjnie Bobby McFerrin, ale było też sporo wykonawców, o których istnieniu nie miałam pojęcia barwy żadnej... różnej maści -tety z reguły męskie.. czy to uzbrojone w saksofony... czy w głosy... duży plaster dobrego na duszydło dniem wyczerpane...

Duszydło wsparte jeszcze małą lampeczką wina.. ocieplane płomieniami świec... a przede wszystkim ogrzane tym co widzi i słyszy aż zasyczało spuszczając z siebie parę całego dnia...




poniedziałek, 1 lutego 2010

hmm.... chyba mi coś na uszy nadepnęło i na oczy.. i cholera wie na co jeszcze...

Z ciekawości poszukałam na youtube piosenki roku obdarowanej nagrodami Grammy 2010 - Beyounce... I tutaj mam dylemat... albo rapotwnie posunęłam się w latach... albo niepostrzeżenie coś mnie odarło z wrażliwości... ale jakby na to nie spojrzeć.. po połowie tegoż cudu miałam umęczony oczy, uszy... ba.. całego człowieka miałam umęczonego w sobie...



Ciekawam jak Wy to odbieracie...

Przejrzałam co się działo w latach wcześniejszych - szału nie było... jednakowoż np rok 2008 był już bardziej posłuchalny... Album Herbiego Hancocka wygrał, z wykonawców doceniono Amy Winehouse....

Dla odpoczynku.. dla duszy... dla ciała... Stephane Grappelli.. nie da się nie kochać tego człowieka...