poniedziałek, 21 grudnia 2009

a jednak...

... nowy rozdział...
Jeszcze w lekkim osłupieniu... z niedowierzaniem przetwarzam to co usłyszałam dzisiaj od onkologa... że złośliwy... dokładniejsze badania... chemia.. operacja... zmiana planów na pierwsze półrocze przyszłego roku...

Ot w 40tke szumnie wchodzę...

A Trójka wyśpiewuje swojego Karpia 2009

niedziela, 13 grudnia 2009

Mashed In Plastic - The David Lynch Mashup Album

Płyta - Mashed In Plastic - The David Lynch Mashup Album - przybyła do mnie w formie prezentu.. a przynajmniej tak sobie rzecz całą odczytałam... Niebywale do mnie trafiającego prezentu... Może to z racji dawcy tegoż.. a może z uwagi na fakt, że filmy Lyncha zawsze na mnie działały.. a już poparte muzyką Badalamentiego to już jedna wielka hipnoza...
I tak też się zadziało z tą płytką... siedzę w zachwyconym osłupieniu... zassana zupełnie... od stóp do głów...
A ten tutaj kawałek to po prostu skowyt jeden wielki...

wtorek, 8 grudnia 2009

nowy rozdział?

oby nie..
Wizyta u sympatycznej pani z ciekawym urządzeniem... leżanka.. galareta na piersiach... głębokie niezadowolenie i zaniepokojenie w głosie pani... zdjęcia.. wydruki... Skierowanie do onkologa... z zaznaczeniem jak najszybszej biopsji..
Dziwadełkowate mocno uczucie po wyjściu...
Teraz już lepiej - jakiś tam wewnętrzny bunt i zebranie w szeregach... wszak jeszcze nic nie jest pewne... Ale dziwnie jakoś..

sobota, 28 listopada 2009

sobotnie... i jakos o dziwości mocno leniuchowato..

Miałam plany związane z sobotą mocno rozbudowane.. baaaa.. w planach onych nie wiedziałam za co chwycić w jakiej kolejności... Ot plany pod hasłem znamienitym WSZYSTKO ZROBIE I NADROBIE!!!
I pomaluje biuro.. i nadrobione zaległości w papierach klientów... itd itp...
A jest godzina 9ta... ok 13 wyjazd do cioci do szpitala (tak się ułożyło)... a ok 19tej wyjazd do Łodzi do kina na Revers (tak się zapragnęło).... Czyli papiery na jutro przełożone.. a malowanie.. hmm.. cóż na tzw "niewiadomokiedy"....
Czy Wam również ten czas zapitala tak niesamowicie.... Ten rok to miał uprzejmość po prostu pomknąć w zbiczastrzelajowym tempie... Niesamowite.. już grudzień za pasem....
Doba nie chce się wydłużyć... ograniczenia ludzkie dają znać... okazuje się, że jednak tempo pracy na granicy całodobatowości nie jest tym co wymyślono by stosować bez umiaru... Przyziemność w postaci zmęczenia się zakrada znienacka... fakt.. znacka to by już nie było to... jednakowoż przykro stwierdzić, że nie jest się niezniszczalnym....
No nic... trzeba popełnić kąpiel... ogrnąć w jedną spójną całość ciało i umysł.... pewne papiery skończyć i ruszyć sobie w ten dzień... :o)
A czegóż posłuchamy? niesamowicie dobrze na mnie działa piosenka ta



o jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka...

Życie to piękna forma lotu. Jesteś na nią gotów.
To trzymaj się, chłopaku trzymaj się.
Bo kiedy człowiek cały w nerwach trudno się poderwać
O trzymaj się, chłopaku trzymaj się

A ruszy głową i startową dobrze przyjmie się pozycję
Pofrunął, bo niestety trzeba mieć am-bi-cję
Raz, dwa, trzy

Patrz jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, normalnie chce się płakać
O jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, płakać się chce

Co dnia cię budzi nowy ranek pełen niespodzianek
O trzymaj się, chłopaku trzymaj się
I gdy cię nagle spławi panna wredna i zachłanna
To trzymaj się, chłopaku trzymaj się

Bo choć jej przy-chylałeś z nieba to nie polecisz na milicję
Się wie, że no niestety trzeba mieć ambicję

Jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, normalnie chce się płakać
O jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, płakać się chce

Solo...

Czasem się leci ładne, czasem się na dupę spadnie
O trzymaj się, chłopaku trzymaj się
Bo gdy się trzyma fason to się nawet spada z klasą
O trzymaj się, chłopaku trzymaj się

Już taka dola od przedszkola. Lepiej nie tłumaczy nic jej
Jak to, że no niestety trzeba mieć ambicję.

Jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, normalnie chce się płakać
O jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, płakać się chce

Łooo...
Nawet gdy cię spotka szóstka w totolotka
Pamiętaj nygusie masz być orłem a nie strusiem
Nawet gdy cię spotka szóstka w totolotka
Pamiętaj nygusie masz być orłem a nie strusiem

Jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, normalnie chce się płakać
O jaka piękna jest ojczyzna nasza z lotu ptaka
Aż chce się płakać, płakać się chce
płakać się chce płakać się chce
płakać się chce płakać się chce
płakać się chce płakać się chce
płakać się chce się chce
O płakać się chce się chce

piątek, 30 października 2009

a się nie popiszę popisaniem...

Otóż chcę napisać sobie ot tak... ot, że wstałam... że kawę siorbię.... że oczekuję na Mannka w Trójce... że nie chce mi się nic więcej.. najchętniej zostałabym sobie w takim domowym otuleniu... Świadomość, że jednak trzeba się zebrać i pójść pomiędzy lud pracujący niemiła mi jest.. niestety zieje realnością tak, że myslę iż powinna w tiktaki zainwestować..
Wczoraj musiałam wręczyć wypowiedzenie umowy pracownikowi swojemu i muszę powiedzieć, że radocha to żadna... jakaś psychicznie skacowna się poczułam po tym...
Metody mocno przyziemne na zabicie tegoż uczucia podjęłam.. ćwiczenia z pilatesu jedną godzinę... a po tym godzina aerobiku... Zezwoł zrobiłam się doskonały.. później kawa z Przyjaciółką i rozmowa pomogła (acz wykluczyła ona kawę z Przyjacielem... hmm... czy tam mogę Go nadal nazywać?.. nie wiem... chyba tak... jest świadomość, że więzi pewnych się nie zerwie choćby nie wiem co.... )... Ech nikczemniutką konstrukcje moja psyche posiada miejscowo... a miejscowo potrafię być jednak twardą kobietą... ot takie blaski i cienie bycia kobietą...
No niech ten Mann się już pojawi... niech coś powie.. neich coś zagra...
Uzależnienie mam doskonałe od piątków z nim
jest!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
to stuk kubkiem kawy.... piątek się zaczął :o)

hmm..a 8 listopada w Łodzi występuje Gaba Kulka... ciągnie mnie na jej koncert niezwykle, koncert ma formę łączoną z Czesławem, który śpiewa (byłam ongiś na koncercie - bardzoż fajnie było).. i Dick4Dick... Tej ostatniej formacji nie znam... acz na youtubie przestawiają się tak...





Może z córą bym pojechała... niech się obeznaje z muzyką na żywo.... mmm.. Gaba na żywo brzmi ufam, że rewelacyjnie...

niedziela, 25 października 2009

Wrocław i inne takie

Właśnie wróciłam z objazdówki rodzinnej.. przy okazji szwędanie się z dziecięciem mym po starówce wrocławkiej... wszystko pięknie.. rodzina wspaniała... tylko tego jedzenia niezliczone ilości ;o)

A tak w drodze powrotnej przypomniała mi się piosenka, która przyprawiła mnie o spazmy śmiechu zasłyszana oczywista w Trójce..
Otóż należy posłuchać od 4:08 nagrania...
Kabaret Hrabi i Piosenka o Andrzeju... ;o)
A teraz kąpiel i sen.... okrutnie styrana po tej wieczornym powrocie...

środa, 21 października 2009

ech ten Kościół...

Miałam mszę za Dziadków i Ciocię, a że byli mi bliscy niezwykle uczestniczyłam w tej tzw ceremonii.... Początki ciekawe... a im dalej tym (wg mnie tagicznej)... przypowieść o kobiecie, którą to zabrał Odprawiający Mszę po drodze - przedziwna... Otóż owa kobieta zmierzała do kogoś, kto miał za pomocą lania woskiem przywrócić jej zdrowie (co ponoć zrobił z wnuczkiem owej kobiety) zakończyła się wnioskiem w postaci, że powinna ona czem prędzej lecieć do spowiedzi.. Wszak zawierzyła innym, miast całą swą wiarę pokładać w Bogu. Widać ja człek małej mocno wiary jestem... ale pojawiło mi się zapytanie: czy grzesznikami są również ci co do lekarzy biegają? wszka powinni ZAWIERZYĆ!..
Ale nic to.. idźmi dalej... zakończenie mszy i informacja, że krzyżyki z odpustami (jakimiś.. nie wiem.. nie kojarzę czego dotyczą) - można nabyć w kościele i gwarantują one, że leżacy na łożu ostatecznym chwytając taki krzyżyk w dłonie sprawia iż wszelkie przewiniania są mu odpuszczone... z czystą kartą idzie w niebiosa bramy..
No wybaczcie.. albo ja jestem cyborg nie potrafiący zrozumieć rzczy zrozumiałych.. albo coś na lini nauk Kościoła w drodze do przekazu bezpośredniego siada.... ogniwo nawaliło...
Nie jestem w stanie tego ogarnąć swym prowincjonalnym rozumkiem... Znaczy wszystko na sprzedaż? nawet jakość życia po drugiej stronie?


Dla wyciszenia kochana.. wspaniała Shirley Horn... Prawda, że spływa z człeka napięcie kiedy się Jej słucha... ?
Na mnie działa zawsze...
hmm... a teraz cudowny odpływ....



A tak na dobranoc... wróciłam do domu po ciężkim dniu pracy i późniejszej wizycie u Bratówki, która leży w szpitalu z Młodszym - zapalenie płuc i krtani (to ten co to 107.07.2007 się narodził)... połaziłam po mieszkaniu, na papiery nie mogłam patzeć bez obrzydzenia, więc stwierdziłam, że koniec pracy na dzisiaj - nalałam sobie lampke wina i co słyszę - moje własne dziecię mówi "Mama - codziennie pijesz wino".... na co Kuba (starszy syn brata mego) - "a moja mama flaszkę".. ;o)....
tia... dzieci.... małe agentki Tomaszki...

niedziela, 18 października 2009

namiętności...

Są chwile - nawet bardzo często - kiedy wydaje mi się, że wszelkie większe łaknienia, apetyty wyciszyły się gdzieś wewnątrz mnie... Nadchodzą jednak takie chwile, kiedy wystarczy muzyka (a ta faktycznie działa na mnie w sposób nieopisany)... taniec (tutaj również ulegam namiętnie)... i czuje jak krew zaczyna mocniej pulsować... zagryzam usta... czuję falowanie piersi... plecy się prostują... oddech staje się mocniejszy i cięższy...
Ale jak tak nie reagować kiedy ogląda się się El Tango De Roxanne z Moulin Rouge.. :o)
Co za klimat.... to wykonanie Roxanne od pierwszego spotkania z tym filmem sprawiło, że popadłam w stan miłości diabolicznej i zachłannej.... echhhhh.... zatańczyć tak... mmmmmmrrrrrrrrrrrauuuuuuuuuuuuuu....

Tyle wiem o sobie, ile nas sprawdzono...

TVP Kultura pokazała- niestety jedynie fragment - koncertu Breakoutu... I tak mnie jakoś wessało... Nalepa to fenomen... teksty... muzyka.. wykonanie.. zawsze na najwyższym poziomie - nie ma i nie było drugiego polskiego zespołu, który mógłby się mierzyć z Breakoutem (takie jest moje zdanie... powtarzane zresztą dosyć często)...Poza tym mam bardzo miłe wspomnienia z koncertu Tadzia Nalepy w Łodzi... atmosfery klubu.. Przyjaciela z którym byłam... ciepło na duszy i ciele... Było to COŚ!...
hmm... jakaś niedogrzana się czuję... deficyt czułości...


Ostatnio przeczytałam wzmianki w temacie niejakiego agenta Tomasza i ofiar jego działalności typu Beaty Sawickiej i Weroniki M.Pazury... Oczywista komentarze były w klimacie, że nigdy, że nie pojmują, że jak można było itd itp w tonie krytykującym uległość pań Beaty i Weroniki...
hmm..i tak bardzo na miejscu wydaje się cytat z Wislawy Szymorskiej...

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

Mówię to wam ze swego nieznanego serca.”...

Wszak ileż to razy człowiek otwierał oczy w zdumieniu, kiedy to sam zrobił coś o co się nie podejrzwał... zapytany wcześniej prawie, że zadudniłby w pierś waląc z sił całych - że on NIGDY by czegoś takiego nie zrobił!!!!!!! A po latach... nauczywszy się pokory.. poznawszy słabości swe.. a właściwie ich nieokreśloność niezmierzalność... wie już - że ze słownika swego podręcznego słowo NIGDY należałoby wymazać...

Ale nic to... wracam do Breakoutu...




hmm.. wszak od tego się onegdaj wszystko zaczęło...

niedziela, 4 października 2009

wmasowywaniem życie stoi...

Taką to właśnie konkluzję miałam po wieczornych rytuałach... Niewinnie, tradycyjnie od kąpieli się zaczęło... ręcznik również niewinnie wyglądał.. lecz kiedy już skóra sucha było - poszłooooooooooo... balsam na całość ciała... a później - w uda, pośladki jedno.... szyję drugie... twarz trzecie... a kiedy usiadłam wygodnie by w stopy wmasować krem to właśnie przyszło do mnie..."wmasowywaniem wieczór mój stoi..."....
Niesamowite jest ileż to kobieta musi zrobić by wyglądać na niezrobioną... a piękną naturalnie... ;o)....
A na wyciszenie... spokojne zsunięcie z siebie dnia zapuszczę kawałek, którym mi Cyndi Lauper zaskoczyła... niewiele z jej piosenek zapadło mi w pamięc.. na pewno "True Colors".. na pewno "Time after Time"...
Wykonaniem "If you go away" zatrzymała mnie... Zawsze w tym utworze zachwycała mnie Shirley Horn... jak dla mnie popełniła ona mistrzostwo w tej materii.. niemniej Cyndi ma w sobie - jak to niektórzy określają - coś z tragizmu dziecka...
Usłyszałam to pierwszy raz jadąc samochodem... nie powiem - gęsią skórkę dostałam...

sobota, 3 października 2009

zabawne pamięci niepamięci... i Elvis.. Elvis żyje ;o)

Miałam jakieś tam wrażenie, że data wczorajsza to odegrała coś tam w moim życiu.. akcencik jakiś... Niespecjalnie chciało mi się zagłębiać w temat skoro nic samoistnie nie ujawniło się.. No i dzisiaj... kiedy skojarzyłam, że są imieniny Teresy - czyli i mojej cioci, której niestety nie ma już po tej stronie czarnej linii - przypomniałam sobie jak na moim weselu po północy składałam jej życzenia.... No i jest!! Toż to wczoraj minęło 17 lat od chwili kiedy to rzuciłam niefortunnie "TAK"... Fortunności tego czynu nie będę oceniać... incydent małżeński zakończony... a dzieciątko cudne mam!.. Więc nic się nie dzieje ot tak.. jeno po coś... I co tam.. siorbnę sobie pod ten jubileusz kawusię... stuk!! i siorb!
Przyśpiewuje mi Elvis.. w kawałku, który bardzo lubię w jego wykonaniu Bossa Nova Baby... i tak patrząc na niego... myślę sobie, że trudno się dziwić szalejącym tłumom nastolatek... ma ów gość wdzięk w sobie... (oczywista w wersji do obtycia się nadmiernego... ) ;o)


hmm... a tak w ogóle za tydzień mam imprezę pod hasłem "Kurtyzany i Alfonsi" (pierwszy człon podaję w wersji delikatniejszej ;o) )...
Trzeba będzie założyć spódnicę... i to dość minimalistyczną w formie... a to się Szczecin zdziwi... spotykamy się ponad rok... a jeszcze mnie w spódnicy nie podejmował... ;o)

sobota, 26 września 2009

szantowanie nocą... ;o)

Porannie zsunęłam się z łóżka... tak od rana podtrzymując zapowiadający się klimat wieczoru - spożyłam oscypka rozgrzanego ;o).... A wieczorem? Wieczorem najprawdopodobniej poznam miejsce w Łodzi jeszcze dla mnie obce... Onegdaj zapraszano mnie tam.. ale nie wyszło... Dzisiaj sama na swych własnych ócz piwność sprawdzę cóż zacz... Pub Keja podobnież skupia miłośników piosenki żeglarskiej i turystycznej.. a w dniu dzisiajeszym kończy 4 latka... Młokos.. ale ponoć wysoce przyjemnościowy...
Miejsc do zarezerwowana już nie było - o czym poinformował mnie wczoraj przemiły głos męski... jednocześnie zapraszając, gdyż coś tam a nóż a widelec się znajdzie.... W najgorszym przypadku miejsca przy wódopoju będą.. znaczy - barze... hmm... Chciałam miejsce zobaczyć przede wszystkim... może Szczecin bym tam zawlokła przy okazji...
Rozgrzewać towarzystwo ma ponoć zespół o sympatycznej nazwie.. Grzmiąca Półlitrówka...
Otóż i ona... znaczy owa Półlitrówka...





Grzmiąca Półlitrówka - Piosenka wyborna

hm... brzmią zachęcająco mocno... :o)


A teraz dosiorbać kawkę... wymoczyć ciało swe poczytując lekturke w wannie i klienta czas odwiedzić... Nie ma "letko"...

piątek, 18 września 2009

Windą na szafot...

Moja najukochańsza.. najbliższa z płyt.... Zakochałam się w niej... zassałam w siebie... z zadziwieniem obserwujac, że to ja... Jest szczególnie na niepogodę... Wtedy jak starego.. sprawdzonego przyjaciela wyciągam spośród innych płyt... delikatnie przecieram... a później słucham... i słucham...
Leżąc na dywanie... z rękoma rozłożonymi... zamkniętymi oczami... słuchawkami na uszach (by intymniej.. by mocniej...) odpływam...
Tego potrzebuję dzisiaj...

01 Nuit sur les Champs-Élysées Ascenseur Pour L'Échafaud Miles Davis

niedziela, 6 września 2009

urodziny Poniedzielskiego :o)













(ma zdjęciu nie widać nic... ale co tam.. klimat się liczy)

Z zupełnego zaskoczenia byłam na urodzinach Andrzeja Poniedzielskiego - 55tych. Wieczór Kabaretowy po "tradycyjnym" rozpoczęciu z tytułem "To jeszcze nie koniec lata..." kiedy to dwaj panowie AA (nie mylić z tajnym klubem procentowym) tak lubiani przeze mnie Andrzej i Artur gawędzili sobie swadnie jak to oni... kiedy to Poniedzielski rozbudował tytuł i wyszło, że właściwie mamy zająć się wątkiem "jeżeli nie koniec lata - to co lata?!" ;o) - nastąpił występ Grupy MoCarta i Krosnego... zmienił się w wieczór pod tytułem "Z miłości do..." (w domyśle Poniedzielskiego)... gdyż imć Andrus miał uprzejmość uchylić rąbka tajemnicy przed częścią niezorientowaną publiczności jak i samym Poniedzielskim - że wieczór ma być poświęcony jego 55 urodzinom.... I się zaczęło... marsz ludzi znanych, którzy - szczególnie ludziom związanym z Trójką - sprawili wielką przyjemność... a byli to - poza znajdującym się jeszcze w programie kabaretem Hrabi - Jacek Kleyff, Jan Wołek, Lora Szafran, Maria Czubaszek, Olek Grotowski z Gosią Zwierzchowską, Tadeusz Woźniak z rodziną, Adam Opatowicz z zespołem teatru ze Szczecina, Stanisław Tym... Rewelacja...

Szczególnie Maria Czubaszek i jej dialogi z Andrusem i Poniedzielskim.. jak i wierszyk, który ułożyła ku chwale Jubilata... wspominając w nim o ponoć istniejących ongiś dołeczkach w buzi Jędrusia... i innych takich dyrdymałek... wady i zalety Jubilata skupiła wokół jego szybkości... raz jako występującej, a raz jako zupełnego braku...
Nigdy nie widziałam na żywo Kleyffa i Grotowskiego - przyjemność duża.. szczególnie przy Olku... i Gosi - świetny duet...
No a teatr szczeciński - miodzio... Już onegdaj pisałam o przedstawieniu w Teatrze w Szczecinie.. kiedy tam byłam na przedstawieniiu stworzonym przez Poniedzielskiego - kiedy to rozbroiła mnie piosenka posiadająca głównie słowa "Szkoda Cię dla Stacha...".... no i proszę ponownie pojawił się pan przedstawiający się jako niejaki Piekura... sławny śpiewak.. którego cały świat uwielbia... a on przyjmuje to łaskawie... i się zaczęło... Szkoda Cię dla Stacha w różnych tonacjach... w końcu pokłonił się.. wyszedł... publika oklaski jęła trzaskać.. wrócił - i stwierdzając "samiście tego chcieli" jął od nowa Stacha odśpiewywać...
Pan Opatowicz - wg mnie mocno stylizowany na Poniedzielskiego - miał również ciekawe wejścia... Chór mieszany śpiewający mu do wtóru - był nie do podrobienia - albowiem mieszaność chóru miała ujście w tym, że pan wystąpił do połowy ubrany przepisowo jak pan - marynarka, koszula itd, od połowy - podarte czarne koronkowe rajstopy, skarpety i buty na obcasie... no i ten głos... zachrypiały desperacko dopominający się pierszeństwa... cudo!
No i dowcip powiedziany przez "Piekurę", jakoby dzwonił do niego dnia poprzedniego Jubilat i pyta: Mogę z Twoją żoną?
- Nie ma jej
- No wiem.. jest u mnie i pytam - mogę z Twoją żoną? ;o)

Na zakończenie wtargnął Stanisław Tym, który piosenką swą na nutę góralską ciągniętą o Suwałkach po prostu rozwalił mnie.... a to za sprawą tekstu - długiego.. krętego... wszelkie formy literackie mający za nic...
Andrus ściskających się: Tyma i Poniedzielskiego - skwitował: jeżeli chodzi o owłosienie - negatyw i pozytyw.

I tak to mniej więcej wyglądało... przeciągnęło się niemiłosiernie.. ale warto było!!... :o)

****************************************

PS A tak na stronie Andrzeja Poniedzielskiego zdarzenie całe opisane zostało =======> Afera w Łodzi



sobota, 5 września 2009

czyste radości.. a do tego zgoła nieczysta moc Poniedzielskiego i Andrusa

Skojarzyło mi się, że z moim dwudniowym bólem głowy rzecz ma się podobnie jak z ciasnym mieszkaniem i wprowadzniem kozy do niego... Po tygodniu kozę się wyprowadza i ... jakaż przestrzeń!!!!!!!!!!!
To ja mam podobnie właśnie.. dwa dni głowa bolała mnie tak, że nie wiedziałam gdzie ją włożyć i jakim to jeszcze specyfikiem przyatakować.. ale kiedy dzisiaj się obudziłam i stwierdziłam - nie boli! - to ach! jakiż ten świat piękny!!!!!!!!!
I dobrze, że ból minął... gdyż wieczorem wybieram się na Wieczór Kabaretowy z prowadzącym - moim umiłowanym - Poniedzielskim.. a do tego równie mocno przypadniętym do gusta mego - Andrusem... Kabarety jak to kabarety.... Grupa MoCarta, Hrabi, Krosny.. Krosny raduje mnie średnie.. właściwie obojętny mi jest zupełnie.. Grupa MoCarta - no sympatyczni ludkowie... za to dziewczyna z Hrabiego to bajka!! Wg mnie najlepsza kobieta w świecie kabaretowym...
No ale to pikuś.. (no dobrze.. Pan Pikuś)... najważniejsi prowadzący :o)

A teraz wezmę sobie kawę i książę... i pójdę popelnić długą i gorącą kąpiel... Taki to mam szczwany plan w temacie zagospodarowania godzin rannych...

niedziela, 23 sierpnia 2009

i już w domu.... za to Seal... mniaaaaaaaaaam



No i powrót do domu nastąpił skuteczny... Urokliwość miejsc pozostanie gdzieś tam w czeluściach mych... Nawdychałam się tlenu.. uzmysłowiłam sobie nikczemność kondycji mej.. powzięłam tradycyjnie postanowienie popracowania nad nią...
Najbardziej zachwyciła mnie Jaworzyna Krynicka... cudne widoki... Położenie się na stoku i spoglądanie przed siebie to było to czego moja dusza i ciało potrzebowało najbardziej... wdychanie powietrza rozgrzanego... przyroda wydająca swoje odgłosy gdzieś tam w dali ludzie...a tutaj ja.. moje dziecko i Ona - Matka Natura w swej pięknej krasie... Zachwyt po skowyt duszy...


















A tutaj wspinamy się po śnieżnych zboczach... hehehe.. no dobra.. wywalili sztuczny śnieg za hale sportową.. ale czy to trzeba o tym pisać ;o)


W drodze powrotnej słuchałam Sjesty Kydryńskiego i tenże pan zapuścił Seala z ostatniej płyty.. Soul i muszę powiedzieć, że zamruczało mi się z ukontentowania wielkiego...
Seal ma barwę głosu mocno działającą na mnie.. A że istota emocjonalna jestem.. a przy głosie dochodzi jeszcze fizyczność jego, która wieje jakimś niepokojem - co podejrzewam podoba mi się nie tylko mojej osobie... - to odleciało mi się (oczywista w ramach na jakie pozwoliła funkcja kierowcy)...

piątek, 21 sierpnia 2009

Krynica.. Górska Krynica...

No i pognałyśmy wczoraj z dziecięciem mym czerwonym cudem naszym na południe kraju naszego.. a dokładnie rzecz ujmując do Krynicy Górskiej...
I powiem Wam ludziska - że pięknie tu... Rano cielesność swą wywlokłam na balkon... w zachwycie powzdychałam... powpatrywałam się w widoki.. powietrze zassałam płucami całemi...
Miśka z racji swego uwielbienia dla pobytów w hotelach wczoraj wręcz zasnąć nie mogła... oglądała... przeglądała... wszystko w podnieceniu... Lubię takie szczęśliwe to moje dziecię... No i uwielbiamy podróżować ze sobą... to nawet nie cel istotny ale by razem jechać.. gadać.. śmiać się... :o)
Teraz jakiegoś prysznica popełnię... i na śniadanko czas by ruszyć... a później powolutku kawę gdzieś na tarasiku... i pójdziemy sobie łazić bez ładu i składu... ot by się nacieszyć chwilą....
mmmmmmmmmmmmmmmrrrrrrrrrrrrrrrraaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuuuu....

sobota, 15 sierpnia 2009

Al Di Meola... szczęka opadała


Koncerty był rewelacyjny!!! Trochę się bałam jak wypadnie ze swoim zespołem.. nie znałam ich..
A tutaj bardzo fajna niespodzianka... Było jeszcze dwóch panów perkusyjnych... kontrabasista... i (!!) akordeonista - świetny!...
Przy solówkach Al Di zdarzało mi się łapać siebie na opadniętej szczęce... Niesamowite co on robi z palcami...
Akordeon dawał świetny klimat.. tło... czasami może było go nawet zbyt dużo.. ale zaskakiwało to co można wydobyć z tego instrumentu... (niedocenionego - się okazuje)..
Zespół się pożegnał.. ale publiczności było malo... owacja na stojąco.. . tupanie butami... dały efekt... wrócili i zagrali utworek z płyty sławnego Trio..
Niesamowite..
Dopiero wtedy ukontentowani pozwoliliśmy im zejść...
Świetny koncert! Życzę sobie więcej!


niedziela, 9 sierpnia 2009

seks.. seksik.. seksiątko..

Czy kobieta ma tak samo prawo jak mężczyzna dopominać się seksu? No tutaj to nie mam wątpliwości MA.. Tylko co zrobić kiedy nie ma obiektu Tego męskiego obok?... No tutaj pozostaje fantazja.. zasobność atrybutów... wyobraźnia.. itd.. itp... i ciche westchnienia... ;o)
Słucham Nicka Cave.. zawsze kojarzył mi się z seksem.. ma facet w sobie to do znudzenia powtarzane COŚ... jednakowoż to tematyka była pierwsza.. to ona sprowokowała muzykę, którą słucham.. Tak się dzieje z reguły.. czasami - acz sporadycznie - na odwrót..
Zauważyliście jak mało jest osób, z którymi możemy tak naprawdę porozmawiać o seksie? o technice.. poradzić się.. rozwiązać swe wątpliwości..
Jak to sporadycznym jest uprzytomniła mi ostatnia rozmowa z Przyjaciółką... rozmawiałyśmy o wszystkim... a głównie to ja się upewniałam... o doznaniach.. głównie chodziło o tematykę miłości tzw francuskiej... o głębokości.. o tym jak... jak długo.. itd itp...
Jak dobrze mieć ludzi obok, z którymi można porozmawiać o Wszystkim.. w dosłownym wręcz tego słowa tłumaczeniu...


i jeszcze raz Nick... mmmmmmmmmmmmm..... ojjjjjjjjjjjjjjjjjjjjj...... bardzo bardzo bardzo... chce misię...
Jak to śpiewała Marysia Peszek... "jestem misiem.. kochać chce mi się..."..

środa, 5 sierpnia 2009

Erykah Badu



















Nabyłam sobie płytkę Erykah Badu "Baduizm"... już kiedyś zachwyciła mnie ta kobieta swoim głosem... takim soulowym muskaniem... mocny.. potężny głos.. ale przy okazji z takim miodowym ciepłem... Muzyka do słuchania... do bujania się...

W Drama na basie zagrał Ron Carter... rewelacja... Odlepić się nie mogłam od Next Lifetime... Appletree... Certainly...
I tak sobie spijam wino... przegryzam serek pleśniawy... na uszach słuchawki... w duszy odlot...
To co prawda nie z płytki, którą nabyłam... może z uwagi na rok produkcji 1997 - niespecjalnie można się doszukać video z nagraniami z niej... - niemniej podoba mi się ten rytm.. Prawda, że chce się pobujać?



hmm... teraz Drama
erykah badu - drama

no i AppleTree
Erykah Badu - Apple Tree


i Next Lifetime...

Erykah Badu - Next Lifetime

.....

niedziela, 19 lipca 2009

Al Di Meola w Łodzi

... i to już zupełnie niedługo...
Bilety nabyłam sztuk dwie.. i czekam teraz na chwilę ową...
Tak.. tak... Al Di Meola będzie grał w Łodzi.. Toya kolejny raz mnie zaskoczyła pozytywnie niezwykle..
Poznałam go oczywista za sprawą rewelacyjnego koncertu jaki odbył wraz z Paco De Lucia i Johnem Mc Laughlin... rarytas nad rarytasami... genialne trzy gitary... Ciekawam jak zabrzmi sam ze swoim zespołem...


Płyty ich wspólnej słuchałam onegdaj nieustająco... Nawet na wyjeździe wakacyjnym była z nami... co prawda nie ja ją zabrałam... Ale to tylko potwierdziło, że z Mężczyzną mamy podobne gusta...
hmm... a tak będąc przy nim... to muszę przyznać, że kolejny raz mnie zaskoczył i to nad wyraz pozytywnie... Ja siebie bym już dawno kopnęła w część zadnią... skąd on bierze cierpliwość do mnie... hmm... Normalnie muszę stwierdzić ku swojemu zaskoczeniu, że musi, że jemu zależy na mnie!.. szok.. nieprawdaż?
A tak będąc przy tym kopaniu w część zadnią.. i przy niej samej będąc... niebywale mnie ubawił tekst zasłyszany ostatnio 'bo to jest na końcu świata... tam gdzie psy szczekają inaczej".. ;o)...

Teraz udam się na chwilkę poleżenia.. by później wstać i popracować dalej...



niedziela, 5 lipca 2009

Suwałki Blues Festival 2009






















Suwałki Blues Festiwal 2009


Od chwili kiedy się dowiedziałam, że występuje tam zarówno Ten Years After jak i Joe Bonamassa nijak nie mogę przejść obojętnie obok... Kusi.. podkusza.. pieści zwojki me myśl jak fantanstycznym przeżycie byłoby zobaczyć ich na żywo... I tak chodzę.. i dumam.. i przemyśliwam.. jak zrobić by być?!!!!!!!!!!!!!!!!!!



http://www.suwalkiblues.com/

poniedziałek, 29 czerwca 2009

urlop... urlop.. i po urlopie...















Na razie obraz.. słowo nadejdzie później.. muszę dojść do siebie.. napotkać swoje myśli... Na tą chwile niesamowite mrowie wszystkiego w głowie... w skórze.. nozdrzach...
Ale cudowny to był urlop.. niezapomniany..!!
A teraz niestety trzeba się zebrać do pracy... mnóstwo pracy do wykonania.. jak to ogarnąć????

sobota, 6 czerwca 2009

zbieraninka dni ostatnich..

Dni ostatnie to właściwie praca w mega natężeniu... Z uwagi na wyjazd w piątek napiętrzenie mam maksymalne... i oczywiście balans na granicy "jechać.. nie jechać.. jechać.. nie jechać..' W chwilach załamania wystarczy spojrzeć na zdjęcie jachtu.. Chorwacji.. pomyśleć o moim rozgrzanym ciałku... opalonym... zrelaksowanym... skokach do wody z pokładu... nurkowaniu... włóczeniu się bez sensu i celu.... smakowaniu nowych dań... i nabieram ochoty.. zmęczenie pryska... Aczkolwiek bywa mocno trudno...
Pierwszy dwutygodniowy urlop od jedenastu lat... jestem przerażona!!!!!!!!!!!!!!!
Nie mam wprawy w takim urlopowaniu...
A z poleceń - obejrzałam niedawno "Senność' na DVD Magdy Piekorz... Recenzje są różne.. często druzgocące... Mnie się podobał.. podobnie zresztą jak "Pręgi"... Piekorz ma sposób prowadzenia rozmowy z widzem odpowiadający mi... Podchwytuję ten dialog.. i jest mi z tym dobrze.. akceptuję sposób prowadzenia akcji.. przewijające się losy... dialogi... nienatarczywośc... dzianie się ot tak.. logicznie... Często zdarza mi się oglądać filmy w czasie obrabianie dokumentów.. nieczęsto przerywam by usiąść jak "biały ludź" skupiając się tylko na filmie.. Teraz mi się to zdarzyło...
A z muzycznej półki... pracując w biurze słuchałam w tle Jedynki.. a tam spotkania z Magdą Umer... klimat audycji cudny... ciepły.. mądry... z poczuciem humoru.. ot rodem od Jeremiego Przybory... a później poprzez Andrzeja Poniedzielskiego... cud słowa.. głębia duszy..
hmm.. pozostańmy w tym...

16 - Magda Umer - Kiedy Mnie Juz Nie Bedzie
hmm...
Siądź z tamtą kobietą
twarzą w twarz,
kiedy mnie już nie będzie,
napalcie w kominie
moje buty i płaszcz,
zróbcie sobie miejsce...

A mnie oszukuj mile
uśmiechem, słowem, gestem,
dopóki jestem, dopóki jestem...
A mnie oszukuj mile
uśmiechem, słowem, gestem,
dopóki jestem, dopóki jestem ...

Dziel z tamtą kobietą
chleb na pół,
kiedy mnie już nie będzie,
kupcie firanki,
jakąś lampę i stół,
zróbcie sobie miejsce...

A mnie zabawiaj smutnie
uśmiechem, słowem, gestem,
dopóki jestem, dopóki jestem...
A mnie zabawiaj smutnie
uśmiechem, słowem, gestem,
dopóki jestem, dopóki jestem...

Płyń z tamtą kobietą,
w górę rzek,
kiedy mnie już nie będzie,
znajdźcie polanę,
smukłą sosnę i brzeg,
zróbcie sobie miejsce...

A mnie wspominaj wdzięcznie,
że mało tak się śniłam,
a przecież byłem, no przecież byłem...
A mnie wspominaj wdzięcznie,
że mało tak się śniłam,
a przecież byłem, no przecież byłem...

Ot takie sobie PS.... siedząc po napisaniu posta powyższego z lampką wina jęłam przemykać się po różnych muzycznych stronach w poszukiwaniu czegoś.. sama nie wiedząc cóż owo coś oznaczać miałoby.. aż znalazłam...



sobota, 16 maja 2009

9 songs

Para poznaje się na koncercie.. i zaczynają swój związek... związek oparty głównie na seksie i koncertach..
Seks pokazany jak na kino (z wykluczeniem oczywiście filmów nazwijmy to "branżowych) - bardzo dosadnie.. szczegóły anatomiczne bohaterów poznajemy dokładnie.. Niesamowite zafascynowanie sobą.. oddanie siebie do końca... bez granic... poznawanie... smakowanie... doświadczanie - wszystko to przez pryzmat łóżka..
Czy jestem zaskoczona filmem? tak...
Czy mi się podoba? tak...
Żałuję tylko, że oglądałam sama... Czasami ta odległość jest mocno odczuwalna ;o)))))))))))))))))))
A teraz prysznic.. (hehehe i szelmowski śmiech..)

niedziela, 10 maja 2009

niedzielne leniuchowate w dzień wchodzenie..

Leniuch potężny zamieszkał dzisiaj w ciele i umyśle mym... Umysł mój niestety ogarnia bałagan jaki mam na przestrzeni swej życiowej... ale i stosunek ma do tego mocno obojętny... Pokajam się chwilę bezproduktywnie, że takiego bałaganu to dawno nie miałam... I na tym koniec...
Niewiele z tym zrobię chociażby z uwagi na rzecz taką - że po 9tej mam zabrać dziecię me i przysposobione na basen... Tak sobie młodzież ustaliła... następnie okrutnie mi napodlizywała się... i decyzje zapadły... Faktem jest, że z moim dzisiaj zapędem najprawdopodobniej skończę jako stała ozdoba jaccuzi jakiegoś.. ;o)... tudzież popełnię kilka długości basenu... ale w wielce zwolnionym tempie... I nie mam z tego tytułu żadnych wyrzutów.. Ciekawam na co i jak będę mnia namawiać po basenie... wielce mi się podobają te podchody "przebiegłe"... ;o)...

Ja to mam zrywy - już czytam artykuł z 10 marca br - a właściwie wywiad Najsztuba z Mannem... Wojciechem Mannem... O mej niesłabnącej miłości do P.Wojtka zapewniać nie muszę... Pan Najsztub budzi we mnie uczucia chwilami zgoła odmienne... szczególnie uwidoczniły się one na okoliczność owego właśnie wywiadu...

No nic... zbieram się... idę jednak ciut ogarnąć tą mą przestrzeń życiową...

PS Ciekawego biegłego rewidenta mam na badaniu jednej firmy... usłyszałam m.in. -"ciężko będzie się skupić na badaniu mając tak piękne oczy przed sobą" ... (że niby moje te oczy)... tudzież coś takiego ".... i tutaj mam problem... bo pani jest ewidentnie i księgową i kobietą... "... ;o) (ludzkie chłopisko)

wtorek, 5 maja 2009

długi weekend...



Nie wiem jak Wy... ale ja w długi weekend prawie się zabiłam bezruchem... Pobyt nad morzem - zupełnie czarowny - fantastyczne grono ludzi... i nieustanny relaks... Pobilismy rekord w sobotę, kiedy to właściwie jak zalegliśmy wokół basenu o 10.. tak wstaliśmy ok 19 by przejść do budynku.. bo zaczęło wiać... ;o) No i wtedy chociaż się poruszaliśmy w tańcu... ;o)
Ale proszę mi co innego wytłumaczyć - ja jestem generalnie osobą małomówną (o nieśmiałości nawet nie wspomnę)... No i kiedy dotarłam do ludków ok 9 w piątek po podróży od 20 do 5... po kilkunastu dniach pracy na wysokich obrotach przy PITowaniu.. niedosypianiu itd... - pojechaliśmy na plażę (dla celów picia wybrano miejsce pod hasłem "pod latarnią najciemniej" - czyli plaża pod latarnią w Niechorzu)... - i na tej właśnie plaży po 3 drinkach odpłynęłam... zupełnie... totalna niepamięć!... i żebym to ja jeszcze poszła spać!.. o nie!!!!! tego mój organizm by nie zdzierżył... organizm mój postanowił się nagadać.. i ponoć gadałam i gadałam.. i gadałam... zaprzestając tylko chwilowo kiedy mi werbalizacja nadmiernie siadała... szok!!!!!!!!!!!!! ni cholery nie pamiętam co tak zaciekle nadawałam!!!!!!!
Zdradzono mi tylko, że miłość wyznawałam wszystkim... więcej nie dochodziłam... szok!!
Ale ogólnie było cudnie... leniuchowato... zabawnie... ze śmiechu miałam bóle brzucha... wytańczyłam się za wszystkie czasy... należałam z lekką już nutką obawy, że korzonki mi puszczą pomiędzy spoiwkami leżaka... ;o)
A teraz pytanie - Jak myślicie jak obsługuje się takie WC jak na zdjęciu poniżej? (na żółtej tabliczce napis - TOALETA WC)






















To pisałam ja - Wasz Nadworny Pijaczek..

niedziela, 26 kwietnia 2009

sezon tarasowy czas nacząć...







hmm... i ponownie można usiąść na tarasie z kubkiem kawy i tradycyjnie "Wysokimi obcasami" oprzeć nogi o coś wyższego... wystawić dekolt do słońca... i chwile odsapnąć...
Chwilkę niestety tylko gdyż finishuję z PITami i to radosne jest w stopniu żadnym...
W tygodniu była rocznica śmierci Krzysztofa Komedy... jak i rocznica urodzin Hani Banaszak...
Krzysztof chodził mi po głowie.. ale w tak słoneczny dzionek postawiłam na Hanię...
.... na pierwszy znak gdy serce drgnie.. ledwie drgnie a już się wie.. że to właśnie ten.. tylko ten...
hmm... ech.. jakoś niestety człekowi cynizm i tutaj się zakrada.. ale co tam...
i tylko oczyyyyyyyyyyyyyy zamglone pokaż... wtedy na pewno już wiem, że kooooochasz.....
tadadadada






niedziela, 12 kwietnia 2009

spokojnie... przedśniadaniowo...

I nastąpił spokojny ranek... !!
Otóż - co dziwne niezwykle - nie gnam donikąd... nic mi nie dudni w głowie... spokojnie siedzę i podsiorbywam z cicha kawę... No i nawet mogłabym rzucić - że stan błogości przeżywam... ;o)
Dziecię śpi... wizja gorącej kąpieli upycha radość w każdy zakamarek ciała i duszy...
Jak to niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba... ot czyste radości życia mego...
W sumie to chyba dobrze, że nie traci się apetytu na życie poprzez drobinki takie..
Radoche mam nawet z coraz bardziej zamieszkałych gniazd bocianich... co z lubością poobserwowałam ostatnio na trasie do Częstochowy - gdzie to udawałam się - nie na kolanach i w celach leżenia krzyżem.. jeno samochodem i służbowo...
Ubiegły tydzień dostarczył również radość w postaci spotkania z Wiolą, która to zjechała z Danii z mężem na tydzień... Spoglądanie w szczęśliwe oczy przyjaciółki... słuchanie jak jest tam jej dobrze... jak Tonny się sprawdza w roli męża i przyjaciela... Jej spokój.. ich wzajemne relacje... echhhh.. niezwykle to ogrzewające..

Nie wiem jak na Was... ale na mnie Cassandra Wilson działa nieustannie dreszczotwórczo... Jej niski głos z akustycznymi dźwiękami.. z kontrabasem... tworzą coś tak cudownego... że człowiek ilekroć przechodzi obok tego cuda - musi przystanąć i pokłonić się...
Trójka w piątek grała przepięknie.. chwilami może nazbyt smętliwie.. ale kiedy w pewnej chwili zabrzmiała Cassandra to zatrzymała mnie w pół słowa... musiałam oprzeć się wygodniej.. odsunąć papiery... i słuchać...Uwielbiam u niej tą spujność formy... brak nagromadzeń dźwięków...

sobota, 28 marca 2009

poranne snucie przy kawie... i bardzo być może, że w oparach wiosny...

Za oknem coś na pozór ptasznych razgaworów... miło posłuchać - daje to wrażenie nadciągania wiosny.. na którą głód mam rozpędzony w stopniu maksymalnym...
Już jedno podejście do wierzchnich wiosennych odzień miałam.. zakończyło się zawiejami śnieżnymi...
Ale i tak od wczoraj ganiam ponownie w wiosennych wdziewkach i już!! Zimie mówię twarde i zdecydowane NIE... ot co!
Klon mi jest potrzebny do końca marca.. a w sumie jakby już był to mógłby i do końca kwietnia wspomóc mnie..
Do końca marca trzeba pozamykać spółki rachunkowo i podatkowo... no i przeprowadzkę biura mam... wrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.... a człek jeden.. niepodzielny...
I jeszcze koncert 31 marca... Nie wiem jak to ogarnę wszystko...
Cieszy fakt, że jutro wraca B. z wyjazdów... i w końcu będzie choć w większym zasięgu telefonicznym... na razie szczątkowe rozmowy odbywamy... z tego co mówi, nie tylko ja roztęskniona jestem na każdym milimetrze psyche i ciała...




hmmm.. Billie Holiday nie da się nie kochać... ta jej barwa głosu... sposób śpiewania zachwyca i zagarnia mnie całą zawsze i wszędzie.. Nie potrafię przejść obok niej obojętnie... nie popaść w zasłuchanie...
I kawa rozpachniła i rozsmakowała się bardziej.. pełniej...
Prawie zawsze Billie sprawia, że oczy pieką...
Kocham ją... po prostu kocham...

wtorek, 24 marca 2009

koncerty.. koncerty.. koncerty...

hmm... No dobrze - o jeden przesadziłam..
Na razie posiadłam bilety na dwa...
Na pierwszy podążam sama - niestety nikt z "podręcznych" mi ludzi nie będzie zainteresowany koncertem perkusisty Milesa Davisa - Ala Fostera... Stąd bilet - sztuk jedna - podąża ku mnie...


Dobry jest... nieprawdaż?

A drugi to Kaśka Nosowska w trasie promującej płytę z piosenkami Osieckiej.. tutaj pomknę z dziecięciem mym, które ku Kaśce mocno przychylnie nastawiona jest... co mnie cieszy...
Wszystko to dzięki - wychwalanej już wielokrotnie - łódzkiej Wytwórni TOYA..


Dla mnie nr 1 na płycie...
Zrobiła to po swojemu.. i efekt naprawdę rewelacyjny... Piosenka zachłystuje tekstem... wykonaniem... aranżacją... niby oszczędne.. skupione na odczuciach.. boskie!
Która nie zadała sobie pytania - kto tam u Ciebie jest? niech pierwsza rzuci kamień... no dobrze... okruszek niech rzuci.. szkoda monitorów...
Dla porównania wykonanie Ewy Błaszczyk.... faktycznie zbyt teatralne... nie czuje się tych emocji... sztuczne...



Ewa Błaszczyk - Kto tam u ciebie jest?

sobota, 21 marca 2009

zadrość kontrolowana... (hłe hłe Melechowicz)

Czy zazdrość mozna kontrolować? o przyrodę oczywista tak!!! bo tą taką ludzką skupioną wokół ewentualnych ciągot naszego męskiego ramienia ku innym przedstawicielkom naszej płci to jakoś wymyka się wszelkim rozsądkom...
Niemniej moja na razie skupiona jest wokół aury... Facet miał uprzejmość z innymi przedstawicielami "mocno zajechanych biznesmenów" - ulecieć na Karaiby by żeglować sobie wśród wysepek... Jego relacje z podróży spotykają się z przeplecieniem ludzkiej radości, że jemu tak dobrze... z nieludzkim zgrzytem zębów - że przecież ja tutaj haruję i normalnie kurna marznę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! A on? chamstwo i drobnomieszczaństwo :o))))))))) Ale niech ma... co tam... ludzkie panisko będę (tym mi to łatwiej przychodzi, że wpływu na to nie mam żadnego)...

Od początku roku właściwie tyram jak bury osioł... dodatkowa praca wspomogła lekko moje finanse... natomiast idealnie zabrała mi wszelkie resztki czasu jakie miałam.. i moce przerobowe... Definicja dętki spełnia się w odniesieniu do mnie... ale co tam... wytrzymam.. wszak tylko do początku kwietnia!!! Były propozycje pozostania... ale zdrowy rozsądek jednac przezwycięża chęć dorobienia się...

hmm.. a tak wracając do tematu dla mnie przyjemnego w stopniu NAJ... muzyki... Gdzieś w początkowych zachłystach jazzem była Diana Krall.. ostatnio słucham jej bardzo mało... niemniej kiedy dostałam wieść o nowej jej płycie poczułam chęć powrotu do niej.. niestety ciężko cokolwiek więcej znaleźć poza podstawowymi informacjami w temacie płyty... Dlatego wróciłam do tego, co mnie ujęło onegdaj bardzo... że tak powiem zagarnęło mnie całościowo



A nowa płytka to "Quiet Nights" i tak ją zapowiadają:

Diana Krall po trzech latach wreszcie nagrała płytę. Krążek nosi tytuł "Quiet Nights". Znajdą się na nim ballady i brazylijska bossa nova.

Przy najnowszym albumie artystka współpracowała z Clausem Ogermanem, z którym nagrała też multiplatynowy album "The Look Of Love" w 2001 roku. Na płycie usłyszymy też bębniarza Paulinho Da Costa, gitarzystę Anthony`ego Wilsona, basistę Johna Claytiona i perkusistę Jeffa Hamiltona.

Nad produkcją "Quiet Nights" czuwał Tommy LiPuma, inżynierem dźwięku został Al Schmitt. Krążek powstał w hyllywoodzkim studiu Capital.

Płyta pojawi się w sklepach 27 marca.

Spis utworów:

"Where Or When"


"Too Marvelous For Words" "I've Grown Accustomed To Your Face"


"The Boy From Ipanema"


"Walk On By"


"Guess I'll Hang My Tears Out To Dry"


"Este Seu Olhar"


"So Nice"


"Quiet Nights"


"You`re My Thrill"



A teraz kubeczek gorącej kawy.. a później kąpiel z Kunderą i "Nieznośną lekkością bytu..."


wtorek, 3 marca 2009

wieczorne Dyźka z drzewa ściąganie...

Kiedy już czarność osnuła dom wokół... kiedy już pies ganiał po tzw obejściu w celach ochronnych... kiedy już sen zaczął powolutku wynurzać się z kątów.. dziecię me odpowiedziało na zadane 2 godziny wcześniej pytanie - nie.. nie ma Dyźka w domu...
Myśl przedzierając się przez moje znużenie dniem dotarła w końcu - czyżby czyżyk?? Czyżby Dyziek uwięzion na przestrzeni podwórkowej z Nenerem został? Myśl poderwała mnie na nogi stojące i pędzące od razu...
Nero od razu kojec pobiegł "z radością" oglądać od wewnątrz... Dyziek nawoływany zaczął być... Z razu ciche.. z chwilą każdą jednak głośniejsze miauuuułknięcia podprowadziły nas pod drzewo... Rozpacz w miaułkach nakazała mi przytachać drabinę.. wpełznąć na nią, a następnie próbując z siebie wydobyć zrelaksowany.. spokojny ton głosu przywołałam dygota do siebie...
Porządek wieczoru przywrócony został.. Nero ponownie swawolnie cwałował po obejściu.. Dyziek kąsnąwszy małe conieco zaliczył pozycję "kłębuszka" na łóżku...
I spokój... i cichosza...
A na wieczór musi być Kabaret Starszych Panów - moja miłość ponadczasowa.. niezmienna... nasilająca się wręcz z każdym rokiem, który zagląda do mnie... To było tak.. to było tak.. Bohdan Łazuka... hmm... Bohdan.. nieprawdaż, że piękne imię... :o))))))))))))))) (obiektywna tu nie jestem nawet w najnikczemniejszym calu...)



Nie dorówna już obcowaniu ciał.. obcowanie dusz... :o)... pięknie...

sobota, 28 lutego 2009

lecą bociany...

Tak tylko w biegu...

..................... lecą bociany!!!!!!!!!!!!... no dobrze.. bocian... jeden... ale leciał!! widziałam na swe piwne oczęta...
Aż przystanęłam sobie samochodzikiem by popatrzeć na niego jak przemierza przestrzenie... zmęczony był... ale parł do przodu!!...


A ja oddaję się dalszemu odsłuchiwaniu prezentu płytowego...
mmmm..... teraz płyta składankowa.... pyszna.. udowadnia kolejny raz... że to co dobre nigdy się nie starzeje...

Esperanza....

Wczoraj w drodze do pracy przystanęłam przy skrzynce pocztowej - a tam oczekiwana przesyłka i z Budy i Pesztu... zawierająca kilka płytek niespecjalnie mi znanych - by nie powiedzieć, że wręcz zupełnie nie - artytów...
Na pierwszy ogień poszła pani... hmm.. właściwie dziewczyna... młoda.. świeża... i ! co wielkim plusem jest - grająca na kontrabasie...
Brakowało mi świeżej krwie... i mam... Pani Esperanza Spalding - 24-latnia amerykańska wokalistka jazzowa grająca właśnie na basie...
Z niezwykłą przyjemnością oddałam się odsłuchiwaniu jej płytki...

piątek, 27 lutego 2009

czy krokodyl...

... jest bardziej zielony czy bardziej długi?....
Takie to oto pytanie zostało mi dzisiaj zadane... odpowiedź udzieliłam prawidłową... bardziej zielony!! - w uzasadnieniu poleciałam nazbyt po całości...
Natomiast prawidłowe brzmi - bardziej zielony niż bardziej długi... gdyż długi jest tylko na długości.. a zielony i na długości i na szerokości... ;o))))))))
Dla mnie boskie!!!!!!!
Tym bardziej kiedy na pytanie wysłane w świat : czy osoba odbierająca smsa bardziej tęskni czy bardziej odległa w kilometrach jest.. uzyskałam odpowiedź: ależ oczywiście, że bardziej stęskniony niż oddalony, bo stęskniony jestem i odległościowo i czasowo, a oddalony tylko kilometrowo ;o).... Lubię gierki słowne.. lubie wyrazy przekręcane... znamienite jest chociażby "nizgruszkowato nizpietruszkowato" Poniedzielskiego... "znacka" J.Przybory i mrowie a mrowie innych stwierdzień...
Odtajam przy lampce wina.. kilku kawałeczkach serka pleśniowego i..... hmm... może zaskoczenie... ale Depeche Mode... Ich Wrong zasłyszane ongiś w radiu nie daje mi spokoju... Rewelacyjnie odreagować można przy tym kawałku.... Polecam z zapalczywością - może godną większej sprawy - ale co tam!!
Tym bardziej, że dzień w pracy był "doskonały" - kiedy już po nagłych zrywach programu.. wyłączeniach... awariach serwera... drukarki... nagłych braków w rozliczeniach... itd.. pokonałam z moimi dziewczynami kolejne etapy i złożyłam swój szanowny podpis na wszystkim... zapakowałam swe gronko do samochodu by rozwieź po domach.. okazało się, że pani uruchamiająca alarm ma 'problem".... hmm.... I tak to radosna nieco inaczej wjechałałam do domku ok 23....
Ale co tam.... grunt, że w końcu odreagowuję...
A teraz słuchawki na uszy... głośność maksymalna i odlot!