wtorek, 3 czerwca 2008

idzie lato...




Lato dało się odczuć przede wszystkim w nieklimatyzowanym samochodzie... stojąc w korkach... kiedy to próbowałam powrócić z Łodzi na moją wieś kochaną... Praktycznie pod domem zrobiłam wdzięczny wypływ z samochodu...
Bajka po prostu...

Ale za to w domu....
rozkładanie basenu....


truskawki...


czereśnie....



mmmm... takie objawy lata to ja bardzo bardzo bardzo.... całą sobą nawet umiłowywam...

niedziela, 1 czerwca 2008

z pamiętnika zapobiegliwej inaczej...

O koncercie U.Dudziak w Łodzi wiedziałam od kilku miesięcy... o pojawieniu się biletów w sprzedaży wiedziałam z wyprzedzeniem... i cóż zrobiłam... ? - nic...

Otóż w dzien koncertu wylądowałam z koleżanką przy okienku kasowym wysluchując wśród innych spóźnialskich informacji, że biletów nie ma.. nawet stojących...

Jednak determinacja w nas była na tyle silna, że w końcu weszłyśmy... i to za darmo... acz niestety stojąc odbierałam to co na scenie się działo...

A działo się to, że Urszula Dudziak udowodniła swoją wyjątkowość i na pewno niesamowitą energetyczność... do tego w wieku 65 lat... Niebywałe (wszak to jedynie trzy lata więcej od mojej mamy.. a niezbyt jestem sobie w stanie wyobrazić tą drugą tak żywiołowo poruszającej się na scenie... ).... No a przy tym gawędziarz z niej przedni... anegdotami sypała jak z rękawa... przy tym zachowuje fantastyczny dystans do siebie...

"New York Baca" porwał.... jak dla mnie najlepszy punkt programu...




I właśnie polscy siatkarze wywalczyli igrzyska!!!!!!!!!!!! huraaaaaaaaa!!!!!!!!!