niedziela, 26 kwietnia 2009

sezon tarasowy czas nacząć...







hmm... i ponownie można usiąść na tarasie z kubkiem kawy i tradycyjnie "Wysokimi obcasami" oprzeć nogi o coś wyższego... wystawić dekolt do słońca... i chwile odsapnąć...
Chwilkę niestety tylko gdyż finishuję z PITami i to radosne jest w stopniu żadnym...
W tygodniu była rocznica śmierci Krzysztofa Komedy... jak i rocznica urodzin Hani Banaszak...
Krzysztof chodził mi po głowie.. ale w tak słoneczny dzionek postawiłam na Hanię...
.... na pierwszy znak gdy serce drgnie.. ledwie drgnie a już się wie.. że to właśnie ten.. tylko ten...
hmm... ech.. jakoś niestety człekowi cynizm i tutaj się zakrada.. ale co tam...
i tylko oczyyyyyyyyyyyyyy zamglone pokaż... wtedy na pewno już wiem, że kooooochasz.....
tadadadada






niedziela, 12 kwietnia 2009

spokojnie... przedśniadaniowo...

I nastąpił spokojny ranek... !!
Otóż - co dziwne niezwykle - nie gnam donikąd... nic mi nie dudni w głowie... spokojnie siedzę i podsiorbywam z cicha kawę... No i nawet mogłabym rzucić - że stan błogości przeżywam... ;o)
Dziecię śpi... wizja gorącej kąpieli upycha radość w każdy zakamarek ciała i duszy...
Jak to niewiele człowiekowi do szczęścia potrzeba... ot czyste radości życia mego...
W sumie to chyba dobrze, że nie traci się apetytu na życie poprzez drobinki takie..
Radoche mam nawet z coraz bardziej zamieszkałych gniazd bocianich... co z lubością poobserwowałam ostatnio na trasie do Częstochowy - gdzie to udawałam się - nie na kolanach i w celach leżenia krzyżem.. jeno samochodem i służbowo...
Ubiegły tydzień dostarczył również radość w postaci spotkania z Wiolą, która to zjechała z Danii z mężem na tydzień... Spoglądanie w szczęśliwe oczy przyjaciółki... słuchanie jak jest tam jej dobrze... jak Tonny się sprawdza w roli męża i przyjaciela... Jej spokój.. ich wzajemne relacje... echhhh.. niezwykle to ogrzewające..

Nie wiem jak na Was... ale na mnie Cassandra Wilson działa nieustannie dreszczotwórczo... Jej niski głos z akustycznymi dźwiękami.. z kontrabasem... tworzą coś tak cudownego... że człowiek ilekroć przechodzi obok tego cuda - musi przystanąć i pokłonić się...
Trójka w piątek grała przepięknie.. chwilami może nazbyt smętliwie.. ale kiedy w pewnej chwili zabrzmiała Cassandra to zatrzymała mnie w pół słowa... musiałam oprzeć się wygodniej.. odsunąć papiery... i słuchać...Uwielbiam u niej tą spujność formy... brak nagromadzeń dźwięków...