Jeden etap mam za sobą... ostatni wlew chemiczny został popełniony... operacja umówiona na 2 sierpnia... czyli lipiec mam już wolny od lekarzy.. Acz może nie do końca.. gdyż wczoraj mój chirurg- onkolog zapytał o stan moich hormonów.. A według mojej wiedzy są z lekka rozpitolone... i tutaj się ku swemu zaskoczeniu dowiedziałam, że kiedy będą rozszalałe to żaden anestezjolog mnie nie znieczuli... I tu mnie ten cudowny człowiek - faktycznie lekarz z powołania... z wielką mądrością i dobrocią wypisaną na obliczu - pierwszy raz wkurzył... Wszak chodzę do niego od grudnia!! o operacji było wiadomo od tegoż samego czasu.. i teraz się dowiaduję, że mam miesiąc na uporządkowanie tychże rozszalałych hormonów...
Ale co tam...badanie zrobiłam dzisiaj... do endokrynologa już się zapobiegliwie umówiłam.. ;o)
I ostatnią chemię mam za sobą!!!!!!!!!!!!!!!! I to jest najważniejsze... Włoski mam na rekruta obecnie... wyglądam dosyć dziwnie.. ale to widzą ci co pałętają mi się po domu.. zewnętrze widzi mnie w chustach i szalach... ;o)
Jeżu jaka to fajna myśl... :o))))))))))))))))))))
I co by tutaj posłuchać? sama nie wiem nosi mnie w tyle stron, że mmmmmmmmmmmm.... najchętniej pomimo z lekka osłabienia po chemii zaszalałabym...
To co słuchamy? proszę o propozycje na rozszalałe wnętrze :o)
I na tą chwilę mam w głębszym poważaniu problemy pozazdrowotnościowe... (pewnie wrócą za chwilę... ale dzisiaj daję im ignora)...
hmm... na pewno utwór zapodany przeze mnie nie jest definicją energetyczności (a myślałam, że bardziej w żywioł pójdę...) Niemniej cały czas płyta Jarretta i Hadena chodzi za mną... A utwór ten jest przecudnej wręcz urody.. całe wnętrze się po prostu przy nim topi... Nie sposób nie powiedzieć "dobrze mi..."..
A poza tym czuję się jakbym miała latać... jakbym mogła latać...
Ale co tam...badanie zrobiłam dzisiaj... do endokrynologa już się zapobiegliwie umówiłam.. ;o)
I ostatnią chemię mam za sobą!!!!!!!!!!!!!!!! I to jest najważniejsze... Włoski mam na rekruta obecnie... wyglądam dosyć dziwnie.. ale to widzą ci co pałętają mi się po domu.. zewnętrze widzi mnie w chustach i szalach... ;o)
Jeżu jaka to fajna myśl... :o))))))))))))))))))))
I co by tutaj posłuchać? sama nie wiem nosi mnie w tyle stron, że mmmmmmmmmmmm.... najchętniej pomimo z lekka osłabienia po chemii zaszalałabym...
To co słuchamy? proszę o propozycje na rozszalałe wnętrze :o)
I na tą chwilę mam w głębszym poważaniu problemy pozazdrowotnościowe... (pewnie wrócą za chwilę... ale dzisiaj daję im ignora)...
hmm... na pewno utwór zapodany przeze mnie nie jest definicją energetyczności (a myślałam, że bardziej w żywioł pójdę...) Niemniej cały czas płyta Jarretta i Hadena chodzi za mną... A utwór ten jest przecudnej wręcz urody.. całe wnętrze się po prostu przy nim topi... Nie sposób nie powiedzieć "dobrze mi..."..
A poza tym czuję się jakbym miała latać... jakbym mogła latać...