sobota, 26 września 2009

szantowanie nocą... ;o)

Porannie zsunęłam się z łóżka... tak od rana podtrzymując zapowiadający się klimat wieczoru - spożyłam oscypka rozgrzanego ;o).... A wieczorem? Wieczorem najprawdopodobniej poznam miejsce w Łodzi jeszcze dla mnie obce... Onegdaj zapraszano mnie tam.. ale nie wyszło... Dzisiaj sama na swych własnych ócz piwność sprawdzę cóż zacz... Pub Keja podobnież skupia miłośników piosenki żeglarskiej i turystycznej.. a w dniu dzisiajeszym kończy 4 latka... Młokos.. ale ponoć wysoce przyjemnościowy...
Miejsc do zarezerwowana już nie było - o czym poinformował mnie wczoraj przemiły głos męski... jednocześnie zapraszając, gdyż coś tam a nóż a widelec się znajdzie.... W najgorszym przypadku miejsca przy wódopoju będą.. znaczy - barze... hmm... Chciałam miejsce zobaczyć przede wszystkim... może Szczecin bym tam zawlokła przy okazji...
Rozgrzewać towarzystwo ma ponoć zespół o sympatycznej nazwie.. Grzmiąca Półlitrówka...
Otóż i ona... znaczy owa Półlitrówka...





Grzmiąca Półlitrówka - Piosenka wyborna

hm... brzmią zachęcająco mocno... :o)


A teraz dosiorbać kawkę... wymoczyć ciało swe poczytując lekturke w wannie i klienta czas odwiedzić... Nie ma "letko"...

piątek, 18 września 2009

Windą na szafot...

Moja najukochańsza.. najbliższa z płyt.... Zakochałam się w niej... zassałam w siebie... z zadziwieniem obserwujac, że to ja... Jest szczególnie na niepogodę... Wtedy jak starego.. sprawdzonego przyjaciela wyciągam spośród innych płyt... delikatnie przecieram... a później słucham... i słucham...
Leżąc na dywanie... z rękoma rozłożonymi... zamkniętymi oczami... słuchawkami na uszach (by intymniej.. by mocniej...) odpływam...
Tego potrzebuję dzisiaj...

01 Nuit sur les Champs-Élysées Ascenseur Pour L'Échafaud Miles Davis

niedziela, 6 września 2009

urodziny Poniedzielskiego :o)













(ma zdjęciu nie widać nic... ale co tam.. klimat się liczy)

Z zupełnego zaskoczenia byłam na urodzinach Andrzeja Poniedzielskiego - 55tych. Wieczór Kabaretowy po "tradycyjnym" rozpoczęciu z tytułem "To jeszcze nie koniec lata..." kiedy to dwaj panowie AA (nie mylić z tajnym klubem procentowym) tak lubiani przeze mnie Andrzej i Artur gawędzili sobie swadnie jak to oni... kiedy to Poniedzielski rozbudował tytuł i wyszło, że właściwie mamy zająć się wątkiem "jeżeli nie koniec lata - to co lata?!" ;o) - nastąpił występ Grupy MoCarta i Krosnego... zmienił się w wieczór pod tytułem "Z miłości do..." (w domyśle Poniedzielskiego)... gdyż imć Andrus miał uprzejmość uchylić rąbka tajemnicy przed częścią niezorientowaną publiczności jak i samym Poniedzielskim - że wieczór ma być poświęcony jego 55 urodzinom.... I się zaczęło... marsz ludzi znanych, którzy - szczególnie ludziom związanym z Trójką - sprawili wielką przyjemność... a byli to - poza znajdującym się jeszcze w programie kabaretem Hrabi - Jacek Kleyff, Jan Wołek, Lora Szafran, Maria Czubaszek, Olek Grotowski z Gosią Zwierzchowską, Tadeusz Woźniak z rodziną, Adam Opatowicz z zespołem teatru ze Szczecina, Stanisław Tym... Rewelacja...

Szczególnie Maria Czubaszek i jej dialogi z Andrusem i Poniedzielskim.. jak i wierszyk, który ułożyła ku chwale Jubilata... wspominając w nim o ponoć istniejących ongiś dołeczkach w buzi Jędrusia... i innych takich dyrdymałek... wady i zalety Jubilata skupiła wokół jego szybkości... raz jako występującej, a raz jako zupełnego braku...
Nigdy nie widziałam na żywo Kleyffa i Grotowskiego - przyjemność duża.. szczególnie przy Olku... i Gosi - świetny duet...
No a teatr szczeciński - miodzio... Już onegdaj pisałam o przedstawieniu w Teatrze w Szczecinie.. kiedy tam byłam na przedstawieniiu stworzonym przez Poniedzielskiego - kiedy to rozbroiła mnie piosenka posiadająca głównie słowa "Szkoda Cię dla Stacha...".... no i proszę ponownie pojawił się pan przedstawiający się jako niejaki Piekura... sławny śpiewak.. którego cały świat uwielbia... a on przyjmuje to łaskawie... i się zaczęło... Szkoda Cię dla Stacha w różnych tonacjach... w końcu pokłonił się.. wyszedł... publika oklaski jęła trzaskać.. wrócił - i stwierdzając "samiście tego chcieli" jął od nowa Stacha odśpiewywać...
Pan Opatowicz - wg mnie mocno stylizowany na Poniedzielskiego - miał również ciekawe wejścia... Chór mieszany śpiewający mu do wtóru - był nie do podrobienia - albowiem mieszaność chóru miała ujście w tym, że pan wystąpił do połowy ubrany przepisowo jak pan - marynarka, koszula itd, od połowy - podarte czarne koronkowe rajstopy, skarpety i buty na obcasie... no i ten głos... zachrypiały desperacko dopominający się pierszeństwa... cudo!
No i dowcip powiedziany przez "Piekurę", jakoby dzwonił do niego dnia poprzedniego Jubilat i pyta: Mogę z Twoją żoną?
- Nie ma jej
- No wiem.. jest u mnie i pytam - mogę z Twoją żoną? ;o)

Na zakończenie wtargnął Stanisław Tym, który piosenką swą na nutę góralską ciągniętą o Suwałkach po prostu rozwalił mnie.... a to za sprawą tekstu - długiego.. krętego... wszelkie formy literackie mający za nic...
Andrus ściskających się: Tyma i Poniedzielskiego - skwitował: jeżeli chodzi o owłosienie - negatyw i pozytyw.

I tak to mniej więcej wyglądało... przeciągnęło się niemiłosiernie.. ale warto było!!... :o)

****************************************

PS A tak na stronie Andrzeja Poniedzielskiego zdarzenie całe opisane zostało =======> Afera w Łodzi



sobota, 5 września 2009

czyste radości.. a do tego zgoła nieczysta moc Poniedzielskiego i Andrusa

Skojarzyło mi się, że z moim dwudniowym bólem głowy rzecz ma się podobnie jak z ciasnym mieszkaniem i wprowadzniem kozy do niego... Po tygodniu kozę się wyprowadza i ... jakaż przestrzeń!!!!!!!!!!!
To ja mam podobnie właśnie.. dwa dni głowa bolała mnie tak, że nie wiedziałam gdzie ją włożyć i jakim to jeszcze specyfikiem przyatakować.. ale kiedy dzisiaj się obudziłam i stwierdziłam - nie boli! - to ach! jakiż ten świat piękny!!!!!!!!!
I dobrze, że ból minął... gdyż wieczorem wybieram się na Wieczór Kabaretowy z prowadzącym - moim umiłowanym - Poniedzielskim.. a do tego równie mocno przypadniętym do gusta mego - Andrusem... Kabarety jak to kabarety.... Grupa MoCarta, Hrabi, Krosny.. Krosny raduje mnie średnie.. właściwie obojętny mi jest zupełnie.. Grupa MoCarta - no sympatyczni ludkowie... za to dziewczyna z Hrabiego to bajka!! Wg mnie najlepsza kobieta w świecie kabaretowym...
No ale to pikuś.. (no dobrze.. Pan Pikuś)... najważniejsi prowadzący :o)

A teraz wezmę sobie kawę i książę... i pójdę popelnić długą i gorącą kąpiel... Taki to mam szczwany plan w temacie zagospodarowania godzin rannych...