czwartek, 17 kwietnia 2008

Grażyna Auguścik i Paulinho Garcia w Łodzi

ŁPA "PRZECHOWALNIA" SERDECZNIE ZAPRASZA
NA KONCERT MIĘDZYNARODOWYCH GWIAZD
MUZYKI JAZZOWEJ
24.04.08 (czwartek) o godz. 20:00
wystapią
GRAŻYNA AUGUŚCIK
PAULINHO GARCIA
(Matt Ulery - bass i Heitor Garcia - percussions)
Bilety w przedsprzedaży jedyne 40zł!!!
w dniu koncertu 50zł
ZAPRASZAMY!
Informacje:
Rezerwacja biletów:
tel. 042 630 21 41 lub 667 12 62 63

Lecą żurawie

hmm.. jeden z piękniejszych filmów jakie udało mi się obejrzeć w swoim żywocie...
Zrobiłyśmy sobie z moją Bratówką dzisiaj wieczór filmowy... nalałyśmy po kieliszku Sheridansa.... załączyłyśmy dvd i ... odpłynęłyśmy... ocierając łzy...
Byłam ciekawa jak odbiorę ten film po tylu latach i echhhhhhhhhhhh... cudo...
Do tej pory czuję wewnętrzne rozgrzanie.. łkanie....
Człowiek czuje, że żyje... a żyje bo czuje...

środa, 16 kwietnia 2008

wieczór z Krystyną Jandą - Shirley Valentine...

Ach co to był za wieczór - można byłoby sobie powtarzać... Samo zobaczenie Jandy "na żywo" robiło wrażenie... a już w połączeniu z jej grą... z tym co robiła z ludzkimi emocjami to już bajka...
Shirley to kobieta, która będąc młodą dziewczyną wyróżniała się.. miała marzenia... z których po latach nie zostało nic... ot definicja "kury domowej"... prowadzącej dialog ze swoją ścianą w kuchni (a właściwie monolog...)... I to w sumie może świadczyć, że coś w niej nadal drzemało... Kobieta, która swym zadziornym rozgadaniem skrywa ciepłotę... tęsknotę.. rozczarowanie..., która w końcu wynurza się ze swojego zaskorupienia życiowego... nabiera powietrza w płuca i zaczyna żyć.... znajduje na to siły... I pojawia się ta "oczywista oczywistość", że nigdy nie jest za późno na to by zawalczyć o swoje JA... o siebie...
Czasami słowa.. czasami pauzy... zawieszenia głosu we właściwym miejscu powodowały, że czułam spływające łzy... ale był i śmiech.. i uśmiech... Wyszłam z Toyi nadal nie mogąc nic powiedzieć... przywiozłam Shirley ze sobą do domu... przespałam się z nią.. i nadal czuję jej obecność...
Fantastyczne uczucie...

Czarowność wieczoru dopełniało spotkanie Wioli z Alą... oraz mój towarzysz... Bo to nie dosyć, że ważne jest co oglądamy... ale i z kim...

Było pięknie...

hmm...

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

czasami warto wyjechać by tym bardziej chcieć wrócić...

... tak jakoś mi te słowa sobie dudnią w głowie... dud.. dud..dud... dud...

ech... nic to...


Ślub Wioli był piękny... sama ona wyglądała zupełnie zjawiskowo... Tonni również wyglądał przystojnie... ludzi najbliższe grono... dzięki temu poczucie zjednoczenia w uroczystej chwili...
Przy tym pierwszy raz właściwie tak pięknie przy toaście w urzędzie ktoś wygłosił tak wzruszające życzenia... a byli to siostra Wioli i jej mąż... łzy spływały po naszych twarzach.. Pięknie... Później Spatif łódzki... a wieczorem by podkreślić wyjątkowość wieczoru wszyscy wylądowaliśmy na balecie w Teatrze Wielkim....
Wyjątkowa kobieta więc i wieczór mocno wyjątkowy...
Mordek nadal mi się uśmiecha na samo wspomnienie... cudownie...
Bileterka miała problem z nami... byliśmy towarzystwem trojga narodowości... i kiedy do wchodzącego Davida powiedziała powitanie po polsku.. on odpowiedział po angielsku... do mnie powiedziała już po angielsku ja podziękowałam po polsku... do teścia Wioli po polsku .... on odburknął po duńsku.. kobieta zrobiła przewrót oczu... ;o)
A później noc fantastyczna... i rano człowiek był.. a jakoby go nie było...

Ech.. nic to.. kawusia... i kolejny tydzień czas nacząć... a chęci ku temu mizerniutkie.. oj mizerniutkie...

piątek, 11 kwietnia 2008

Mann... kawa... i co? i nadal się spać chce...

Posiadówka w papierach do godzin nocnych daje efekt w postaci zupełnego zamroczenia porannego..
Nijak mi sie wyrwać z ramion Morfeusza... on jakiś dzisiaj przylepny mocno i roznamiętniony... a i ja jakaś nienazbyt konsekwentna w działaniu obudzającym...
Ale jak załączyłam Trójkę i usłyszałam muzykę znamionującą bytność Wojtaszka Manna w studio.. mordek mnie się rozanielił... ech gdyby szczęście potrafiło fruwać popitalałabym pod nieboskłonem niczym gołębica - conajmniej...
No nieźle.. czuję się jakbym była na jakimś rauszu... nieźle nieźle.. a dzień dzisiejszy zapowiada się mocno zagęszczonym...
Poza tym wypadałoby w końcu kupić sobie jakieś odzienie na ślub Wioli.. wszak jutrzejszy dzień pod tym hasłem właśnie spędzę...
Nic to.. idę powyginać ciało... dopiję kawkę... kąpiel... może to wszystko jakoś rozbudzi we mnie Dyzia Rozrabiakę...
hmm.. a do posłuchania B.B.King...

sobota, 5 kwietnia 2008

krówki w moro...


Ależ ptaki trelują od rana... bajka... mgła za oknem... świergot ptaków... sobota... o! i tak powinno być... To nic, że trzeba fałd wszelkich dzisiaj przysiąść w papierach... ważne, że jest coś tak fascynującego jak przyroda...


Wczoraj przyjechała koleżanka po rozliczenie VATu i przywiozła mi kubeczek wojskowy wypełniony po brzegi krówkami w moro... Ubawił mnie widok tak przywdzianych poczciwych mordoklejków...

Wyglądają tak...













A do kawy Elżbieta Mielczarek... i samotność krążąca po Hotelu Grand

czwartek, 3 kwietnia 2008

wieczór z lampką wina.. zadumaniem...

Nastrojowo rozkołysała mnie gitara Johna McLaughlina...

... w basowym towarzystwie...
A pan ów ma popełnić koncert w Warszawie w dniu 19.05.2008...
hmm.. prawdę powiedziawszy tak mnie rozkołysało, że jakoś straciłam nastrój na pisanie...
hmm... więc otoczę sobie kolana ramionami... i będę sobie delikatnie sączyć wino...


hmm... by w nastroju pozostać... Jeff Beck... mogłabym w tych tonacjach dzisiaj pozostać... i tak też uczynię...




mrrrrrrrrrrrrrr... a teraz Charles Mingus.... mmmmmmmmm..... piękneeeeeeee.... mrrrrrrrrrrrrraaaaaaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuuuuu


środa, 2 kwietnia 2008

Krystyna Janda w Łodzi

Chwaliłam już Toyę łódzką?... tak! wielokrotnie... Nie będzie więc nowością kolejny zachwyt...
Otóż poza czwartkami jazzowymi, jak i pozostałymi koncertami dzieje się coś takiego jak np. przyjazd Krystyny Jandy ze swoim spektaklem "Shirley Valentine".... Będąc w Warszawie wielokrotnie miałam w planach pójście do teatru tej Pani... jednak jak to u mnie w ramach mojej własnej świeckiej tradycji - nic z tego nie wychodziło...
hmm... ale jak nie mógł Mahomet do góry to góra... itd... :o)
Czyli 15.04.2008 idę sobie obejrzeć Krystynę Jandę w - sławnej już od lat - "Shirley Valentine"...


Chodzi za mną ostatnio Grażyna Auguścik.. nie mam jej nowej płyty.. więc coś z nagrań starszych... płyta z roku 2005 i utwór Apelo... znany oczywiście z wykonania Hani Banaszak... tekst wspaniałego Jonasza Kofty....

Nie.. nie możesz teraz odejść....

Grazyna Auguscik & Paulinho Garcia - Apelo

hmm.. wypadałoby nabyć najnowszą płytkę Grażyny Auguścik i Paulinho Garcia... brzmią razem pięknie... Onegdaj popełniłam ich koncert w łódzkiej Przechowalni... było bardzo.. hmm... zmysłowo... muskająco.... taki to własnie nastrój tworzą... odprężenia subtelnego...
O nowej płycie można przeczytać.. jak i posłuchać na stronach Merlina



hmm... a gdyby mieć tak czasu więcej w tym kwietniu, który jawi się miesiącem maksymalnie zagęszczonym.... to można by było popełnić sobie koncert Grażyny Auguścik i Paulinho Garcia w Przechowalni ponownie.... niestety termin 24.04.2008 jawi mi się nieosiągalnym... a szkoda... duch by się popławił... zmysły by nie prysły... wręcz przeciwnie...

Czas kawę dopić... pomęczyć ciało... popełnić kąpiel.. wymalować sobie urodę... włos nastroszyć... przyodziać się... skropić woalem perfum... i jechać w świat...