poniedziałek, 31 stycznia 2011

Marek Niedźwiecki - Ewa

Trudno napisać coś o osobie, która odeszła... A do tego bliskiej osobie... W ostatnich dniach w wypadku samochodowym zginęła bratanica Marka Niedźwieckiego... Jechała w nowe miejsce rozpocząć "nowe życie"... wypadła z zakrętu... Pięknie.. prawdziwie.. bez "pompy" napisał Marek o Niej... I ma rację - śmiertelni jesteśmy wszyscy... młodzi również...

***************************

A ja cóż - po Krakowie z energią w sobie jakaś przedziwną jestem... Nie była mi obca tematyka warsztatów.. wiedziałam co przekazuje Simonton.. jakie nauki daje.. Jednak przebywanie w grupie ludzi skupionych na tym... otwartych, uśmiechniętych, z przemyśleniami... nawet trudno położyć punkt ciężkości na czymś jednym... Cały czas na wyciągnięcie ręki mam zdjęcie całej grupy i z uśmiechem co jakiś czas biorę je do ręki i oglądam... wracając do ludzi, rozmów... Było po prostu pięknie... Sporo osób chorujących przewartościowało życie samoistnie jakby... warsztaty porządkują to.. definiują pewne rzeczy... dopełniają...
Dla mnie obecnie pojęcie "ja", "drugi człowiek", "tu i teraz", "radość z chwili", "małe radości i wdzięczności każdego dnia" - ma treść.. nie jest sloganem... nie jest tylko hasłem... Dla osób, które nie muszą myśleć o swoim życiu, że mogą je stracić - nie zawsze jest to takie oczywiste... I ja tutaj nie chcę się wymądrzać.. Idę jedynie z myślami w tę stronę, że przekaz warsztatów skierowany jest do każdego człowieka, problem w tym jedynie, że osobom walczącym o życie łatwiej jest się na to otworzyć... bo szukają pomocy... bo już coś niedobrego się zadziało... coś przewartościowało... No cóż.."szlachetne zdrowie... nikt się nie dowie jako smakujesz aż się zepsujesz..." To takie tam rozmyslanki poranne... :o)
Jakby nie było pomimo, że dzisiaj mam pracy tyle, że właściwie siedzę w tej chwili z oblędem w oku... to i tak energia zaczerpnięta przez ten tydzień wypełnia mnie po samą skórę... ;o)

Poza tym Kraków!! - poszwędałam się po uliczkach... odwiedziłam oczywista smoczka.. ale jedynie z góry... (podobnież zieje ogniem na smsy)... czerpałam energię z czakramu na Wawelu... posłuchałam hejnału... popodziwiałam krakowskie kwiacierki... stragany... ołtarz w Kościele Mariackim... Sukiennice... No i oczywiście knajpki... jazzową, u Bliklego, i Piwnicę pod Baranami, gdzie załapałyśmy się na przedstawienie - bardzoż fajne... uśmiałyśmy się i podumałyśmy.. na zakończenie wszyscy dostaliśmy po różyczce... A miało to miejsce po tym jak występujący stwierdził, że jego znajoma dostała całą górę kwiatów... ale czy nie mogli jej ich dać za życia?... dlatego obdarowujmy się kwiatami... Po tych słowach otworzył walizeczkę, którą miał wypełnioną różami... ludzie podchodzili, brali kwiaty i dawali komuś....

To był wspaniały tydzień... :o))))))))))))))

A teraz do pracy!!

I powrót w klimat filmu, który mnie zachwycił już jakiś ładny czas temu...
Piosenka - a właściwie wykonanie... scena - wzrusza mnie do dzisiaj... nie podejrzewam by się to miało zmienić... :o)



niedziela, 23 stycznia 2011

tupot smoczych stópek... hmm.. raciczek?

No właśnie co smok na dole ma.. w sensie na kończynach dolnych? czym one się kończą?
Zresztą przekonam się o tym już w tym tygodniu... Otóż już jutro jadę na cały tydzień do Krakowa na warsztaty Simontona.. będę wzmacniać psyche i ciało... medytować.. wizualizować.. rozmawiać.. ćwiczyć jogę... hmm... jak nic w precelka ciało swe wywinę zgrabnie.. ;o)
Mam nadzieję, że będzie czas by się powłóczyć ot tak po Krakowie... wypić dobrą kawę... odwiedzić miejsca, za którymi się tęskni...
Chodzi za mną ostatnio to wykonanie Amy Winehouse "Will You Still Love Me Tommorow"...

Muszę nieco zagęścić się jeszcze w pracy przed wyjazdem.. aczkolwiek i tak laptopa biorę ze sobą... Niemniej cieszę się na oderwanie od swoich czterech kątów niesamowicie... Kocham to swoje miejsce na ziemi... Ale nawet od takiego miejsca trzeba się czasami oderwać.. przewietrzyć swoje wnętrze...

czwartek, 20 stycznia 2011

Cassandra

Monotonna jestem.. wiem o tym... Nic na to nie poradzę... a i nawet nie chcę - że jeżeli coś mi przypadnie do duszydła to będę się w tym taplać po całości... do upadłego... do zanudzenia siebie (o ile to możliwe).. i wszystkich wokoł (a to możliwe jest...)...
Cassandra Wilson Fragile... przy pięknym akompaniamencie...
cudeńko...

To jest właśnie muzyka...
I jeszcze coś trącącego o Davisa... z Marcusem... No nie mogę się od tego oderwać....


wtorek, 18 stycznia 2011

czupryna i odzyskane sny...



W końcu mam czuprynkę jakąś na łepetynce.. czym spieszę się pochwalić... w końcu coś się przesuwa pomiędzy palcami... coś można miziać (do tego niecnie wykorzystuję dziecię me)....

No i odzyskuje sny... Był czas kiedy mi się nic nie śniło.. zasypiałam i widziałam ciemność.. tudzież nie widziałam nic... Ot po prostu bezproduktywny sen.. dający wypoczynek.. ale zadnych emocji...
A teraz zaczynam śnić ponownie...
Co prawda fabuła pozostawia wiele do życzenia.. Niemniej jest... Przyjdzie na pewno chwila kiedy poza ilością i jakość się pojawi... W końcu ćwiczenia czynią mistrza...
Rocznica urodzin Ewy Demarczyk... śmierci Czesława Niemena - uzmysławia iluż wspaniałych wykonawców te nasze kolejne RP nosiły... (właściwie która mamy obecnie... miłościwie niepanujący Jarosław na pewno ma swoją teorie tutaj...)
Cygankę niezwykle lubię...

A płonąca stodoła jest rewelacyjna

Nie chciałam wrzucać topowych (że tak sobie pozwolę niefortunnie użyć) utworów tych Mistrzów... Niech Cyganka szaleje w płomieniach...
Kawy kawy kawy ..... mi się chce...

niedziela, 16 stycznia 2011

a co mi tam.. ponownie Jacek Stefanik

Ktoś anonimowo mi podrzucił link na klip Jacka Stefanika "Ćma", a że zaczynam się jawić nadrzędnym fanem tegoż wykonawcy... stąd oczywista od razu wrzucam link na stronę swą... Nic na to nie poradzę, że lubię tego faceta (poza tym przystojny jest).. - ma bardzo fajną energię w sobie...

No i oczywiście przypominam o koncercie w Trójce w dniu dzisiejszym:

piątek, 14 stycznia 2011

dlaczego zawsze coś musi zgrzytnąć...?

Kiedy unormowało się z leczeniem... kiedy wszystko zaczyna wpadać w swoje tory.. musi się oczywiście coś wydarzyć... ot padł dysk w moim laptopie.. Informatyk próbował walczyć tydzień czasu (aczkolwiek uważam, że spędził przy moim laptku ostatni wieczór..) i udało mu się odzyskać jedynie część danych... całe mrowie danych poszło sobie w świat... Jest jeszcze szansa, że jeżeli nabędzie się identyczny dysk to coś tam można zadziałać.. Znam się na tym wcale..
I oczywiście, że słyszałam o archiwizowaniu... i co z tego...
Na chwilę obecną nawet nie jestem w stanie się wkurzyć... po prostu czuję się jakby mnie ktoś potraktował czymś na podobieństwo obuchu.. czy jak to się tam zwie..
Gdyby głupota mogła latać to ja naprawdę zapitalałabym niczym F16...

środa, 12 stycznia 2011

Kamyk zielony...

Jadąc dzisiaj do Łodzi.. w towarzystwie oczywiście Trójki wysłuchałam dwóch piosenek Doroty Osińskiej z płyty opartej na tekstach Magdy Czapińskiej... Cichy wielbiciel mnie ujął niezwykle... wydaje mi się, że śpiewała to wcześniej Dorota Miśkiewicz.. Niemniej piosenka jest bardzo fajnie podana i od strony tekstu... i od strony wokalnej.. i od strony aranżu... Pięknie brzmi... mruczało mi się ją w drodze.. i cały czas gdzieś tam niosę ją w sobie...
Dorota Osińska - Cichy wielbiciel

Rzecz, o której również wypadałoby pamiętać to niedzielny koncert w Trójce "Spieszmy się kochać ludzi" poświęcony twórczości ks. Twardowskiego... będzie pięknie.. lirycznie.. melancholijnie.. mądrze... i z lekkim humorem.. Tak to widzę znając twórczość i podejście do życia tego wspaniałego człowieka...
16.01.2011 godz. 20.05 - Spieszmy się kochać ludzi...

A ja wracam do chemii w końcu!! Co mnie cieszy... wszak ma mnie to uzdrowić... :o)... Poza tym czuję się ponownie jak biały ludź... i ponownie mi się chce...I muszę powiedzieć, że przeróżnych ludzi się spotyka wokół... ale takich pozytywnych... ciekawych.. życzliwych jest wręcz mrowie... i to mnie cieszy niezwykle.. Fakt, że są tacy również jak panienka w przychodni w moim miasteczku, która miała się za - no właśnie za kogo ona się miała? - jakby nie było wyszarpała ze mnie słowotok, o który bym siebie nie podejrzewała.. a płynęło ze mnie dosyć wartkim strumieniem... ;o) Są na szczęście i ci o których wspominałam wcześniej.. i ich jest zdecydowanie więcej..

Kult Unplugged 22 stycznia jest w Wytwórnii w Łodzi... i tak sobie myślę, czy by nie popełnić tego koncertu...

piątek, 7 stycznia 2011

Krzysztof Kolberger...

Odszedł.. po wielu latach zmagań z chorobą... Nie wiem dokładnie ile lat od diagnozy przeżył... Ufam, że każdy kolejny go cieszył...
Potrafił zjednać sobie sympatię widzów.. słuchaczy... - przystojny... zdolny... no i ten głos...

I każde słowo będzie zbyt miałkie... Pozostaje smutek i żal...

Ale i dobre wspomnienia...

Niezwykle przyjemnie słucha się "Ptaśka' w jego interpretacji..


part1

Acz dla mnie to on mógł czytać wszystko... hmm... a jak pięknie brzmi Księga Rodzaju...

w Nowy Rok wdepnęliśmy... ;o)

No to miłościwie nam zapanował 2011... :o))) ...
Po kilku dniach osłabienia.. zabawy z gorączka... ropą.. infekcją i bólem głowy - w końcu poczułam się lepiej.. i stwierdzam, że juz kilka godzin głowa mnie nie boli ... dlatego też krzyczę ile sił w płucach i organach innych ŻYCIE CUDEM JEST!! ot co!!... Jak to człowiekowi mało do szczęścia potrzeba..

Tak sobie leżąc pomyślałam, że lubię jadąc samochodem np w porannych godzinach obserwować wstające mgły na łąkach.. ten moment kiedy odrywają się od ziemi... snują się tuż nad... to jest zupelnie zwariowane od urody zjawisko... Tudzież kiedy wracam w godzinach kiedy to dzień odbija łapkę z wieczorem, spoglądam w niebo i obserwuję kolejne etapy chowania się słońca za horyzontem... I właściwie w żaden sposób nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego teraz mi się o tym przypomniało... Ale to są też chwile, które są ważne dla mnie... ileż takich smaczków składa się na całokształt...

W Nowy Rok wdępnęło mi sie zupełnie przyjemnie w gronie bliskich znajomych... i bez większych postanowień... i chyba dobrze mi z tym...

Zaczynam czuć lekki dyskomfort w temacie koncertów.... Czuję się jakbym nie wiadomo jak długo nie była... wiem, że to prawdą nie jest.. Jednakowoż chyba rozbestwiło mi się moje Bycie na tym punkcie... Muszę poszperać.. a może w Krakowie? hmm.. wybieram się tam w dniach 24-28 styczeń na warsztaty Simontona!! i właściwie nie wiem co bardziej mnie cieszy.. czy warsztaty.. czy Kraków.. czy też moc dwóch w jednym.... Za to 2 luty - Warszawa... hmm... Koniecznie muszę poprzeglądać wydarzenia tzw kulturalne tych miast.... :o)

No nic.. pomarudziłam sobie... Teraz wypadaloby grzecznie oddalić się w sen...
A podążę sobie w sen w towarzystwie Shirley Horn... Mocno stęskniłam się za nią... a że tutaj w towarzystwie Herbiego - tym milej przymyka się powieki...