piątek, 28 marca 2008

w domu.. domku... domeczku...

Wszędzie dobrze ale w domku najlepiej...
To powiedzenie nie wzięło się znikąd... :o)
Co prawda droga powrotna była nieco uciążliwa... chociażby z racji korków na trasie... Ale i tak świadomość zmniejszającej się odległości była uskrzydlająca...;o)
Powrót.. poprzytulanie z Miśką... szybkie przebranie i spotkanie z klientem.. hmm.. możliwość dorobienia.. .nieźle.. nieźle... oby tylko wszystko dobrze poszło... bo pieniądz jednak ważny jest...
No i wylądowałam u kosmetyczki... i to mi zrobiło bardzo dobrze.. posiadówka wśród kobiet.. pogadanki o wszystkim i niczym... odprężyłam się.... A u fryzjera wylądowałam o 20.30... i tutaj tradycyjnie odpływ... masaż skóry głowy... mrrrrrrrrrrrrrrrrrr....
A teraz siedzę.. spijam piwko.. słucham muzyki...

tańczyć.. tańczyć.. tańczyć.. jestem na głodzie wyginania śmiałego ciała... tańczyć tańczyć tańczyć!!!!!!!
Wzięło mnie na taniec przy Morcheebie..



aaaaaaaaaaa... w drodze do Łomianek widziałam pierwszego boćka... stał na gnieździe... ryjkiem do mnie.... czyli rok jak ten.. raczej wariacko spokojny.. ;o)


hmm..... i coś na dobranoc.... Abbey Lincoln.... mmm.. pięknie....

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

w domeczusiu, domeczusieńku... jest dobrze, lepiej, dużo lepiej najlepiej, LEPIEJ BYĆ NIE MOŻE...
witaj w domu :-)

jazzowa pisze...

hehehehehe Hela.. widzę.. że mnie rozumiesz :o)