sobota, 29 marca 2008

jak dobrze...

hmm... moja kawa w filiżance.... (kubek niestety przed wyjazdem zostawiłam z fusiakami na biurku i tak go też zastałam.... a nie mam w sobie za nic dzisiaj waleczności sprzątającej więc prezentową filiżankę sobie używam...).... cukier trzcinowy.... muzyka właściwa... pozycja "po turecku"... włos w nieładzie.. mordek uśmiechnięty - znaczy - jestem w domku!!
hmm... nawet nie paskudzi mi nastroju myśl, że Były dzisiaj najazd robi... i to, że do pracy muszę ruszyć...
hmm... acz trzeba nadmienić, że wyjazd nie był jakiś ciężki - muszę mu sprawiedliwość oddać... - ludzie w firmach wielce przyjemni... jest to jakby nie było jakaś forma oderwania od codzienności... no i ze znajomym od lat (jeżuuu... ileż my się znamy... ho ho hoooooooo albo i dłużej) odwiedzilismy tamtejszy lokal Jazz Cafe... Wielce przyjemny klimat... a do tego ciekawy pod względem koncertów odbytych i zamierzonych.... :o)... Niestety ja akurat nie trafiłam na żaden...



Ania również tam występowała... :o)....

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

kocham to uczucie:filiżanka, muzyka i ja. P.S. Świetna skórka!

jurajm pisze...

hmmm a tak blisko było..;))

jazzowa pisze...

Spacerku.... również mi się podoba to opakowanie... :o)
a te chwile takie dla siebie są po prostu nie do ocenienia..

****************

Jura... ano bardzo blisko.. :o)

ładnie Ci z tym makaronem...

******************