niedziela, 4 stycznia 2009

piękny czas...

Pięknie było... wyjechałam w poniedziałek na noc... Zakopane powitało mnie po 6tej... zaśnieżone... zacudnione... no i oczywiście Mężczyzna.... mmmmm.... fantastycznie było rzucić się w tej wytęsknione ramiona i pojechać wśród nieziemskiego krajobrazu do naszego domku... Domek umieszczony na granicy Doliny Kościeliskiej.. przepięknie ułożony... konstrukcji górskiej zauroczył...
A widok z okna mieliśmy taki właśnie...


















A później było wszystko... przede wszystki różowy sylwester... wejście na sale przypieczętowane nieco zmienionym stwierdzeniem pingwinów z Madagaskaru "różowo jakoś"... Róż dawał po oczach równo.. a stroje bawiły do łez... Jedyny minus, że około 3/4 towarzystwo rozłożyło się chorobowo... ale i tak próbowałam na nartach... i chyba załapałam bakcylka.. bo niebywałe mam na nie parcie... Mam nadzieję, że w lutym uda nam się myknąć gdzieś pojeździć... Był kulig połączony z ogniskiem, kiełbaskami, bimbrem, śpiewami i powrotem z pochodniami... No i kąpiel w gorących źródłach na Słowacji... kiedy ciało rozgrzane spoczywało bezpiecznie zanurzone w ciepełku.. a na włosy wpełzowywał szron.... ;o)...





A przede wszystkim fanstastyczna grupa ludzi.. znająca się jak łyse konie... bardzo chciałabym móc się z nimi spotykać... i Ten Mężczyzna... Najnormalniej w świecie dobrze mi z nim... aż dziw...


















Pożegnalny rzut okiem na domek...


3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Cieszę się Twoją radością. :))

Bena pisze...

I niech juz tak zostanie, pięknie!

jazzowa pisze...

Zuzanna... :o) tej radości chwilami tyle, że wydaje się, iż świat można by tym obdarzyć... ;o)

***************

Bena... oj niech zostanie! :o)

****************