poniedziałek, 14 kwietnia 2008

czasami warto wyjechać by tym bardziej chcieć wrócić...

... tak jakoś mi te słowa sobie dudnią w głowie... dud.. dud..dud... dud...

ech... nic to...


Ślub Wioli był piękny... sama ona wyglądała zupełnie zjawiskowo... Tonni również wyglądał przystojnie... ludzi najbliższe grono... dzięki temu poczucie zjednoczenia w uroczystej chwili...
Przy tym pierwszy raz właściwie tak pięknie przy toaście w urzędzie ktoś wygłosił tak wzruszające życzenia... a byli to siostra Wioli i jej mąż... łzy spływały po naszych twarzach.. Pięknie... Później Spatif łódzki... a wieczorem by podkreślić wyjątkowość wieczoru wszyscy wylądowaliśmy na balecie w Teatrze Wielkim....
Wyjątkowa kobieta więc i wieczór mocno wyjątkowy...
Mordek nadal mi się uśmiecha na samo wspomnienie... cudownie...
Bileterka miała problem z nami... byliśmy towarzystwem trojga narodowości... i kiedy do wchodzącego Davida powiedziała powitanie po polsku.. on odpowiedział po angielsku... do mnie powiedziała już po angielsku ja podziękowałam po polsku... do teścia Wioli po polsku .... on odburknął po duńsku.. kobieta zrobiła przewrót oczu... ;o)
A później noc fantastyczna... i rano człowiek był.. a jakoby go nie było...

Ech.. nic to.. kawusia... i kolejny tydzień czas nacząć... a chęci ku temu mizerniutkie.. oj mizerniutkie...

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mam to samo z wyjazdami. Dobrze, ze już jesteś. :))

jazzowa pisze...

a jestem jestem... gdzież bym się podziać miała.. :o)

Anonimowy pisze...

Poza miejscem zamieszkania. :)

Anonimowy pisze...

Ehhhh...