Miło było... ale się skończyło.. niestety...
Szczecin właściwie pierwszy raz zaliczony tak mniej powierzchownie niż zazwyczaj - najbardziej zaskoczył mnie okolicą.. którą zieleń stanowi... parki.. rezerwaty... lasy.... ogród dendrologiczny....
pysznie się szwędało po tych cudach natury... szczególnie lasy bukowe jesienią potrafią zaprzeć dech w piersi swym urokiem...
Wyszło na to, że pojechałam z mojej wsi w miasto dotlenić swój umysł i ciało... ;o)
Acz nie tylko dotlenianie.. bo i procenty we krwi wezbrały.. a i coś z ducha artystycznego się trafiło...
Teatr Polski wtulił człowieka od progu... poczułam się jakbym bywała tam wielokroć... a "Tuwim Zaczarowany" wprowadził w świat przyjemny.. lekki... słowem uroczym okraszonym...
I był i śmiech.. i zadumka... i atmosfera wezbrana czemś co na codzień umyka gdzieś... (słyszeliście kiedyś i przede wszystkim czy widzieliście - Tercet Egzotyczny Kanibali ? hehehe a ja tak.... )
Spacer po nocnym Szczecinie z pokrzykiwaniem "szkoda Cię dla Stacha" (hmmm.. właściwie śpiew to miał być) postawił kropkę nad "i"... a już szklaneczka trunku przedniego sprawiła, że poczułam ukontentowanie na wszelkich płaszczyznach istnienia swego...
I smutno było powiedzieć "do widzenia"... ale hmm.. przecież będzie i "dzień dobry".... A to co było sprawia, że uśmiech ciepły wpełzowywa nieustannie na mą twarz.. na chwilę przegoniony sprawami dnia codziennego...
Szczecin właściwie pierwszy raz zaliczony tak mniej powierzchownie niż zazwyczaj - najbardziej zaskoczył mnie okolicą.. którą zieleń stanowi... parki.. rezerwaty... lasy.... ogród dendrologiczny....
pysznie się szwędało po tych cudach natury... szczególnie lasy bukowe jesienią potrafią zaprzeć dech w piersi swym urokiem...
Wyszło na to, że pojechałam z mojej wsi w miasto dotlenić swój umysł i ciało... ;o)
Acz nie tylko dotlenianie.. bo i procenty we krwi wezbrały.. a i coś z ducha artystycznego się trafiło...
Teatr Polski wtulił człowieka od progu... poczułam się jakbym bywała tam wielokroć... a "Tuwim Zaczarowany" wprowadził w świat przyjemny.. lekki... słowem uroczym okraszonym...
I był i śmiech.. i zadumka... i atmosfera wezbrana czemś co na codzień umyka gdzieś... (słyszeliście kiedyś i przede wszystkim czy widzieliście - Tercet Egzotyczny Kanibali ? hehehe a ja tak.... )
Spacer po nocnym Szczecinie z pokrzykiwaniem "szkoda Cię dla Stacha" (hmmm.. właściwie śpiew to miał być) postawił kropkę nad "i"... a już szklaneczka trunku przedniego sprawiła, że poczułam ukontentowanie na wszelkich płaszczyznach istnienia swego...
I smutno było powiedzieć "do widzenia"... ale hmm.. przecież będzie i "dzień dobry".... A to co było sprawia, że uśmiech ciepły wpełzowywa nieustannie na mą twarz.. na chwilę przegoniony sprawami dnia codziennego...
A, że Andrzej Poniedzielski w tym wszystki maczał swe paluszydła i talent... dla rozmarzenia.... niech śpiewa..
2 komentarze:
więc byłaś w "moim" mieście i w "moim" teatrze...cieszę się, że było tak właśnie...a jesienny Szczecin jest cudny :) pozdrawiam, atydak68
Zielonooka.. muszę przyznać, że okolice Szczecina są przeurocze... a Teatr Twój ma klimat jaki uwielbiam... po prostu ma go....
poza tym mam wielką nadzieję, że będę tam częstym bywalcem... :o)
Prześlij komentarz