Już jedno podejście do wierzchnich wiosennych odzień miałam.. zakończyło się zawiejami śnieżnymi...
Ale i tak od wczoraj ganiam ponownie w wiosennych wdziewkach i już!! Zimie mówię twarde i zdecydowane NIE... ot co!
Klon mi jest potrzebny do końca marca.. a w sumie jakby już był to mógłby i do końca kwietnia wspomóc mnie..
Do końca marca trzeba pozamykać spółki rachunkowo i podatkowo... no i przeprowadzkę biura mam... wrrrrrrrrrrrrrrrrrrr.... a człek jeden.. niepodzielny...
I jeszcze koncert 31 marca... Nie wiem jak to ogarnę wszystko...
Cieszy fakt, że jutro wraca B. z wyjazdów... i w końcu będzie choć w większym zasięgu telefonicznym... na razie szczątkowe rozmowy odbywamy... z tego co mówi, nie tylko ja roztęskniona jestem na każdym milimetrze psyche i ciała...
hmmm.. Billie Holiday nie da się nie kochać... ta jej barwa głosu... sposób śpiewania zachwyca i zagarnia mnie całą zawsze i wszędzie.. Nie potrafię przejść obok niej obojętnie... nie popaść w zasłuchanie...
I kawa rozpachniła i rozsmakowała się bardziej.. pełniej...
Prawie zawsze Billie sprawia, że oczy pieką...
Kocham ją... po prostu kocham...