Czas ma tą uprzejmość w sobie, że mija... ponoć i leczy rany... zapewne... - ale nie o tym chciałam... Otóż mija i przynosi w końcu wydarzenia na które się czekało...
I tak było z koncertem Erica Claptona...
Stąd wyjazd mój z Miśką ku Gdyni do Joplin... jak i spotkania po latach .... Tuż przed Claptonem Dżem z gościnnie występującym w kilku utworach Sebastianem Riedlem (głos ma w barwie bardzo przypominający Ojca)... Publiczność szalała... śpiewała... skakała....
Przerwa i... Clapton... I tak - od strony muzycznej świetne... widzieć go i słyszeć na żywo... fantastyczne przeżycie... Jednakowoż brakowało choćby nikczemnych prób nawiązania kontaktu z publicznością... - nie popaprał się tymże....
Niemniej koncert pozostanie w pamięci... Była również wstawka akustyczności...
Leciały utwory jeden za drugim... z którymi się człek przez lata te wszystkie zżył... zaprzyjaźnił.. .a i rozkochał w niektórych...
Ten biały plamek w oddali (acz zupełnie niedaleko sceny byłam... a i kolega lornetką służył) to oczywista E.Clapton...
hmm...a z Trójmiasta można wracać 14 godzin pod Łódź... można stać w niemiłosiernie potężnych korkach.. zjeżdżać z "długiego" odcinka autostrady około godzinę... wyczekiwać na objazdy przy wypadkach.... a w końcu jechać wieczorem... w nocy bez wycieraczek w deszcz... posiłkując się pomysłem zapodanym przez uprzejmego Pana z warsztatu smarowaniem szyb jabłkami....
Że tak powiem... przeżyłam podróż taką... acz jak to wszędzie są i pozytywy.. z dziecięciem mym nagadałyśmy się jak dawno nie...
I tak było z koncertem Erica Claptona...
Stąd wyjazd mój z Miśką ku Gdyni do Joplin... jak i spotkania po latach .... Tuż przed Claptonem Dżem z gościnnie występującym w kilku utworach Sebastianem Riedlem (głos ma w barwie bardzo przypominający Ojca)... Publiczność szalała... śpiewała... skakała....
Przerwa i... Clapton... I tak - od strony muzycznej świetne... widzieć go i słyszeć na żywo... fantastyczne przeżycie... Jednakowoż brakowało choćby nikczemnych prób nawiązania kontaktu z publicznością... - nie popaprał się tymże....
Niemniej koncert pozostanie w pamięci... Była również wstawka akustyczności...
Leciały utwory jeden za drugim... z którymi się człek przez lata te wszystkie zżył... zaprzyjaźnił.. .a i rozkochał w niektórych...
Ten biały plamek w oddali (acz zupełnie niedaleko sceny byłam... a i kolega lornetką służył) to oczywista E.Clapton...
hmm...a z Trójmiasta można wracać 14 godzin pod Łódź... można stać w niemiłosiernie potężnych korkach.. zjeżdżać z "długiego" odcinka autostrady około godzinę... wyczekiwać na objazdy przy wypadkach.... a w końcu jechać wieczorem... w nocy bez wycieraczek w deszcz... posiłkując się pomysłem zapodanym przez uprzejmego Pana z warsztatu smarowaniem szyb jabłkami....
Że tak powiem... przeżyłam podróż taką... acz jak to wszędzie są i pozytywy.. z dziecięciem mym nagadałyśmy się jak dawno nie...
7 komentarzy:
Cieszę się, że koncert się udał a powrotu z niego nie zazdroszczę. :)
Barwna podroz...bedziesz miala co wspominac;)))
ech..chyba Ci zazdroszczę. Kochałam się w nim z czasów "24 NIghts", a teraz już dziadziuś... Pozdrowienia.
Sygita... koncert udał się jak najbardziej.. a droga powrotna.. no cóż... było ciekawie.. ;o)
**********************
Zegarmistrz.. a i owszem.. barwna... :o)
*********************
Spacerku... ano dziadziuś.. acz i tak mnie zaskoczył swoją hmm... "krzepą"... ;o)
pozdrawiam
**********************
"Jednakowoż brakowało choćby nikczemnych prób nawiązania kontaktu z publicznością..."
pani jechałaś na posłuchać muzyki, czy popatrzeć jak artysta robi z siebie małpę?
Ależ się czepiasz Waść..
Oczywiście, że jechałam po muzykę.. dla muzyki.. za muzyką.. itd..
jasne, ze sie czepiam
Clapton sie nie musi podlizywac publice - wystarczy, ze wyjdzie i zagra
jak komu malo, to niech idzie na ich3
Prześlij komentarz