czwartek, 22 maja 2008

człowieka wyczuć w sobie...

Po ostatnich gonitwach... w końcu dzień zaczynam powolnie bez dudnienia natłoku "tego co już powinno być zrobione" w głowie...
Jest czas na spokojną kawę... na radowanie się nią...
W głośnikach szumi sobie Ela Adamiak, która przybyła drogę daleką by zabrzmieć u mnie... (dziękuję Samotniczko)... i jest mi dobrze... Oczywiście, że mogłoby słońce być bardziej dostrzegalne jeszcze za oknem... można by popełnić wówczas prawdziwnego pierwszego grilla... Pierwszego poczyniłyśmy z Wiolą w postaci zachowawczej... znaczy grill dochodził na tarasie.. a my siedziałyśmy w zaciszu domowym... ale mięsko wyszło pierwsza klasa!

Ogarnę troszkę mieszkanie.. i w końcu zabiorę za odkładane lektury... Na biurku leży Cortazar i czeka... jakby chciał by otworzyć i zaszyć się w gąszczu słów..

Przyznam się.. że dopiero niedawno obejrzałam w całości "Łowcę jeleni"... i dopiero teraz zrozumiałam całe te plejady zachwyconych oglądaczy... Fantastycznie pokazane co wojna potrafi zrobić z ludźmi... ich bezradność emocjonalną wobec tego co ich spotyka... Kontrast ujęć w domu i na wojnie robi niesamowite wrażenie... i ten wzbierający krzyk.. kiedy wojna się kończy i wraca główny bohater do domu mając głowę napchaną tym co przeżył, a wpada w byt praktycznie niezmieniony prowadzony przez swoich przyjaciół.. rodzinę... Niesamowity film... dawno nie miałam siebie wewnętrznie tak napiętej do granic możliwości...
Są na szczęście filmy, które pozwalają widzowi na myślenie... na uzupełnienie sobie tego, co niepokazane...

Idę sobie w dzień... leniwie... ospale....

Na dobry początek dnia może by tak Stinga i Herbie Hancocka? hmm? co byście na nich powiedzieli? mam nadzieję, że "dzień dobry Sting i Herbie..." :o)


A że króciutkie jest to... dodam również Herbiego... ale w towarzystwie Raula Midon...(na widowni Steve Wonder) - na płycie solówkę na organkach ma właśnie Steve... fantastycznie to brzmiało... ale cóż.. wydaje mi się, że i tak warte jest to wykonanie wysłuchania... tym bardziej, że i obejrzeć można... (fonia połączona z wizją tworzy jednak doskonałą całość... Aczkolwiek cudownym uczuciem jest słuchanie muzyki z zamkniętymi oczami i pozwolenie sobie na odpływ doskonały i bezbrzeżny...)




:o)

5 komentarzy:

Zegarmistrzswiatla pisze...

Czy ten lowca jeleni to jakas nowa wersja, czy ogladalas ten orginalny film?
Pozdrawiam;)))

jazzowa pisze...

Stara stara Zegarmistrzu.. stąd moje zaskoczenie, że do tej pory film mi umknął w całościowym wydaniu (jedynie scena ruletki rosyjskiej na wojnie zapamietana zostala)...
A teraz masz - obejrzałam całość - i zapadłam w ten film...
pozdrawiam
:o)

Anonimowy pisze...

:))

Afrykander pisze...

Zawędrowałam po śladach. Wprawdzie Gorczynów ci więcej niz jeden (u nas Jan Aleksander), ale zajrzec trzeba. Oooo, toż to ciekawa bardzo istota ludzka. Dżezik, dżezik, wiecej dżeziku, o, pyszczek Iggy'ego mignął w klipie. Mmmm, mistrz Jeremi na piedestale, popieram, przyklaskuję. Zagladac będę. Pozdrowienia! Night night, Sting and Herbie!

jazzowa pisze...

Samotniczko :o)

***************

Afrykander... Zaglądaj zaglądaj... będzie mi przyjemnościowo..
Z tym Gorczynem zaskoczona zostałam...
W koncu moje miejsce na tym globie...